Kolejna impreza z tego cyklu ściągnęła mnie do Jezior Wielkich, czyli Wielkopolski. W niedzielę 29 marca, w okolicach Kórnika i Zaniemyśla, słychać było ryk silników, zgrzyt blach i plusk rozrzucanego błota. Trafiało ono we wszystkich, od tłumu kibiców, po moją skromną, przykucniętą z aparatem osobę. Z hałasem było różnie i zależał od auta oraz od terenu, po jakim się poruszało. Szczególnie intensywnie roznosił się w budynkach, które kiedyś pełniły służbę u hodowców bydła i świń. Tak, Agro Wrak Track, był pierwszą tego typu imprezą, na której mogłem doświadczyć odcinków wiodących przez budynki. Taka niespodzianka dla dwóch sklejonych bokami konkurentów, którzy nagle muszą zmieścić się między patyki.
Dodatkowych atrakcji dostarczyła pogoda, która przelotnym deszczem urozmaicała nawierzchnię. Były odcinki wymoszczone betonem, błotniste, maziste i niemal terenowe. Na pewno nie było nudno, a to co pod kołami, skutecznie wybijało z głowy pomysł używania hamulców. Podłoże momentami uniemożliwiało ruszenie, a błędy kierowców kończyły się piruetami. Pewne było w tym wszystkim, że żadne z chłopców, ni dziewcząt nie ziewało z kółkiem. Mnie się podobało, choć dla organizatora słoneczna pogoda byłaby gwarantem większej ilości gości. Pozytywne nastawienie ogólne jednak zwyciężało i nie miałem wątpliwej przyjemności słuchania narzekań. Wręcz przeciwnie, zostałem bardzo sympatycznie przyjęty.
Wracając do wyścigu, zapewnił on tyle atrakcji, które objawiały się przerwami z powodu stłuczek, awarii i tym podobnych, że zdecydowano w pewnej chwili na skrócenie dystansów czasowych. Zegar jest o tyle istotny, że to on decyduje jak długo zawodnicy walczą o jak największą liczbę okrążeń. Walczą z sobą, innymi, pogodą oraz ze sprzętem, który w tych warunkach nie ma lekkiego życia. Już na pierwszy rzut oka widać, czy ktoś dopiero zaczyna, czy kontynuuje przygodę z Wrak Race. Mniejsze lub większe modyfikacje pojazdów objawiają się w postaci namalowanej na szybach klatki, wesołej chorągiewki czy ingerencji technicznych.
Koło jednak może odpaść każdemu, a drobne zarysowania lakieru zdarzają się dość często.
Kolejne wyścigi wraków opuszczałem z zachwytem dla wszystkiego właściwie. Od organizacji, przez miejsce, pogodę, dodatkowe atrakcje i startujące pojazdy, a na uczestnikach i ich determinacji skończywszy. Wyznam Wam przy tym w sekrecie, że w głębi serca chciałbym się tak kiedyś zabawić. Póki co błoto miałem tylko w oczach, uszach, za kołnierzem i trochę w aparacie.
Na koniec kilka zdjęć atrakcji przeznaczonych dla dzieci...O innym tego typu rajdzie, Summer Wrak Race, przeczytać możecie, Szanowni Telewidzowie, tutaj >>
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz