sobota, 21 marca 2015

Wspomnień czar...

Jestem teraz we Wrocławiu i mieszkam kilka dni gościnnie u kogoś. Nie to jest jednak ważne, chociaż może jednak? Sytuacja nietypowa jak na czasy obecne, gdy wyglądam z okna bloku i widzę suszące się pranie. A może jednak typowa w pewnych rejonach? Wszak większości ich nie znam...
Pamiętam takie widoki z mojego dzieciństwa, a dodam, że jestem urodzonym mieszczuchem i to typowo w blokach PRLu. Wśród nich było normą, że ludzie suszą pranie. Każdy miał swoje metry sznura, które rozwieszał skrupulatnie, gdy haki się zwolniły. Nieraz sąsiad się smucił, że nie zdążył pierwszy, choć bywało i tak, że się dogadali. 

Żeby mieć co wywiesić, robiło się przepierkę ręczną, korzystało z Frani lub przy większej ilości, schodziło do pralni. Mieliśmy takowe w blokach na poziomie piwnicy, gdzie były suszarnie i pomieszczenia do prania, w tym popularne wtedy, duże gary do gotowania. Bo niby jak najlepiej potraktować pościel czy inną bieliznę? Co do pralni trzeba się było oczywiście również z sąsiadami dogadać, a klucz od tego przybytku dzierżył godnie, dozorca.

Elementy typu pościel, ręczniki, obrusy, gdy były czyste i suche niosło się do magli. Ma się rozumieć ręcznej, obsługiwanej samodzielnie. Tu sprawa się komplikowała, bo taki warsztat był w co którymś bloku, zatem tworzyły się kolejki. Ale chcieć to móc i dawaliśmy radę. Magiel był ogromny, wypełniony kamieniami i jeżdżący po drewnianych wałkach, na które nawijało się rzeczy do wygładzenia. Następnie za pomocą korby przesuwało się go raz w lewo, raz w prawo, by w każdym skrajnym położeniu zmieniać zawartość wałków.

Kurczę, wiele było takich bardzo swoistych tematów. Włącznie z tym, że chcąc iść wytrzepać dywan na sztender, sprawdzałem, czy nikt się nie suszy. Wiadomo - konflikt interesu. Z czasem jednak społeczeństwo się starzeć zaczęło i marudne się stało. Specyficzny turkot magla stał się dokuczliwy, a ze sztendrów/trzepaków rzekomo już tylko hałaśliwa młodzież korzystała. Pranie między blokami także zginęło, bo może estetykę psuło? Sam nie wiem, bo komu może odrobina nieszkodliwej swojskości w czymkolwiek przeszkadzać? Do tego poziomu zmiany zaszły, że wśród niektórych z mych rodzinnych bloków nawet drabinki dla dzieci i piaskownice polikwidowano...

Ale wspomnień czar pozostał i uśmiech mnie się pojawił, gdy to pranie dziś ujrzałem.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz