środa, 23 października 2013

Polonez Truck...

Polonez Truck to badziew. Nie myślę tak tylko teraz biorąc pod uwagę upływ lat i postęp techniczny. Takie zdanie miałem zawsze. Bazowe, czyli osobowe wersje tego pojazdu nigdy mnie nie pociągały, a odmiana dostawcza była jak dla mnie porażką.
Nie mam nic przeciwko tego typu pojazdom, które konstruowane były przez wielu producentów. Ople, Fordy, VW, Fiaty, Citroëny i wiele innych marek miało w swej ofercie dostawczaki bazujące na osobówkach. Były to jednak głównie całkiem inne konstrukcje, których przystosowanie do potrzeb małych firm miało sens. 
Podstawową wadą Poloneza był tylny napęd, który w przypadku Trucka wymuszał znaczne podwyższenie podłogi w skrzyni ładunkowej. Deja vu? Owszem, podobny feler miały Żuki, bazujące technicznie na Warszawie, czy Fiaty 125p pickup. Generalnie cała konstrukcja Poloneza była przestarzała, a jedynymi jego zaletami jakie dostrzegałem była stosunkowo spora ładowność i oczywiście cena.

To właśnie ona nakłoniła jednego ze znajomych do zakupu Trucka. Pierwszą czynnością był oczywiście montaż instalacji gazowej ze sporą butlą, coby dowóz towaru w ogóle się opłacał. Silniki tych samochodów miały spory apetyt na paliwo. Cała reszta była ciężka, toporna i nie należała do łatwych w obsłudze. Zaletą nowego pojazdu było to, że jeszcze się nie psuł. Mimo wszystko, spora masa w połączeniu z ciężką nogą kierowcy wymuszały częstą obsługę układu hamulcowego.

Przez jakiś czas jeździłem również leciwym egzemplarzem, którego wiek doskonale uwidocznił już wszystkie jego wady. Pojazd ten bronił się jedynie dzięki temu, że lubiłem pracę kierowcy. Jednym z najbardziej wadliwych elementów był most napędowy. W "moim" samochodzie element ten nieustannie przypominał o sobie głośnym buczeniem. Podczas miejskich przejazdów było to jeszcze do zniesienia, jednak w trasie, tragedia. Osobna sprawa, że szef nie chciał inwestować w naprawy, gdyż zamierzał auto zmienić.

Pamiętam jak dziś przejazd z Poznania, przez Bytom do Krakowa i z powrotem. Odcinek ten pokonałem za jednym zamachem. Truck był w pełni załadowany, a do tego ciągnął przyczepę o maksymalnej, dopuszczalnej masie całkowitej. Wrażenia? Głównie trzy. Po pierwsze zarwany fotel kierowcy, który niemiłosiernie maltretował moje plecy. Następnie dynamika. Przyspieszenie godne pożałowania, kompletny brak elastyczności, który prawie uniemożliwiał wyprzedzanie i prędkość maksymalna zestawu - 90 km/h. Wreszcie wisienka na torcie. Wspomniany buczący most napędowy koncertował nie tylko podczas jazdy. Pozostał w mej głowie przez dwa następne dni. Rozpacz.

Miałem jeszcze kilka innych przygód z Polonezami Truck, a wszystkie one upewniały mnie w przekonaniu, że jeśli nie ma takiej konieczności, to lepiej omijać je z daleka...
... ...
... ...
texte par Raphaël, photo: www.fso-sa.com.pl et wiki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz