W ostatnią, jakże upalną niedzielę udałem się do centrum
handlowego. Ale nie, nie o zakupy mnie chodziło. Dużo bardziej zainteresowałem
się tym, co dziać miało się na jego tyłach, czyli na terenie byłej betoniarni.
Chodziło bowiem o wyścigi samochodowe. Nie o takie zwykłe oczywiście, lecz
walkę gladiatorów w swych "skromnych", nie przekraczających wartością tysiąca
złotych, maszynach…
Już samo zbliżenie się do miejsca rozgrywek spowodowało
automatyczne sięgnięcie po urządzenie rejestrujące obraz. Pierwsze co ujrzałem,
to park maszyn. Ale jakich maszyn... Jedno cudo wspanialsze od drugiego, a wokół
nich krzątali się zawodnicy pragnący je dopieścić. Dokonywali oni drobnych
napraw tudzież szybkich modyfikacji, które miały zapewnić im wyższą pozycję w
rankingu. Najbardziej fascynujące jest to, iż nie potrzebowali oni do tego
żadnych wyspecjalizowanych serwisów. Sami doskonale sobie radzili, a efekty ich
trudów ujrzeć można poniżej.
Po pewnym czasie przeszedłem dalej, ku stanowiskom sędziowskim. Jak na każdej niemal imprezie, napotkałem na stanowiska reklamowe, sponsorów i inne tego typu. Swoje stoisko mieli również wolontariusze z fundacji Mam Marzenie. Kibice, choć nie było ich bardzo dużo organizowali się jak mogli, by zapewnić sobie jak najlepsze stanowiska widokowe. Nie zabrakło oczywiście małej gastronomii, wszak były to całodzienne zmagania. Normą na tego typu imprezach były służby pierwszej pomocy medycznej oraz straż ogniowa. Ni jedni, ni drudzy nie musieli na szczęście interweniować. Jedyną interwencją strażaków była pomoc strudzonym wojownikom przy użyciu sikawki. Przy panującej temperaturze i ilości wszędobylskiego kurzu okazało się to nieocenione.
Wreszcie nadszedł wyczekiwany moment. Organizatorzy odczytali listę startową, a zawodnicy zaczęli zajmować wskazane pozycje. Nastąpiły ostatnie przygotowania. Zajmowanie odpowiednich pozycji w pojazdach, zakładanie masek przeciwpyłowych, kasków i sam już nie wiem co jeszcze. Jako pierwszy miał oczywiście wystartować samochód pilotażowy, by wraz z uczestnikami pokonać jedno okrążenie. Miało to na celu zapoznanie ich z trasą i wszystkimi niespodziankami, które na niej czyhały.
W końcu ruszyli wzbijając od samego początku tumany kurzu. Oczywiście w najbardziej komfortowej sytuacji byli pierwsi, a najmniejsza, czyli w zasadzie żadna widoczność przypadła startującym z tyłu. Walka od samego początku była bardzo zaciekła i do przepychanek doszło już na pierwszym zakręcie. Z pozoru wydawało się, że wyprzedzanie w takich warunkach jest niemożliwe lub przynajmniej trąci próbami samobójczymi. W praktyce okazywało się jednak inaczej, zatem przetasowań nie brakło.
Po piętnastu minutach morderczej walki kierowcy ujrzeli czarno-białą szachownicę, która oznaczała koniec wyścigu. Teraz miało się okazać, który z nich pokonał w tym czasie najwięcej okrążeń i został zwycięzcą danego etapu. Niektóre pojazdy dotarły do mety niemal cudem, jak choćby ten, prezentowany poniżej. Podczas wyścigu złapał bowiem dwa kapcie, czyli ukończył go praktycznie na dwóch kołach. Niemniej wszyscy, którym udało się dotrzeć do mety nie ukrywali swego zadowolenia.
Było bowiem kilka ekip, które takiego szczęścia nie miały. Podczas kilku biegów, z różnych przyczyn, odpadło niemało pojazdów. Samo przebicie opony najczęściej nikogo nie zrażało, jednak całkowita jej utrata komplikowała sprawę. Jazda na gołej obręczy nie jest ni łatwa, ni przyjemna, a ponadto powoduje spore spowolnienie. Niektórych unieruchomił problem z elektryką, czy przegrzanym silnikiem. Tak było na przykład w przypadku pewnego Renault Laguna. Zawodnicy radzili sobie doskonale na pierwszej pozycji dublując już tych ostatnich, gdy nagle zagotował im się silnik. W efekcie auto zostało unieruchomione na dwie minuty przed zakończeniem biegu. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co w tej sytuacji czuli kierowca i jego pilot.
W jednej chwili ich marzenia, nadzieje legły w gruzach. Wiedzieli już, że żadna z poniższych błyskotek nie trafi w ich ręce. Prócz pucharów i medali na zwycięzców czekały również nagrody. Dla wszystkich uczestników i nie tylko były również niespodzianki ufundowane przez miasto Katowice. Szczęśliwych zwycięzców i kilka innych kadrów zobaczyć można na zdjęciach autorstwa Bożeny Jagły, które znajdują się tutaj >>
W podsumowaniu napisać mogę jedynie tyle, że takiego szaleństwa w życiu nie widziałem. Ciekawi mnie bardzo do jakiego poziomu, podczas każdego wyścigu, skacze zawodnikom ciśnienie. To pytanie pozostanie jednak bez odpowiedzi. Na deser polecam poniższe wideo.
Wyniki końcowe:
1. Budziar Paweł i Podcerkiewny Michał w samochodzie Ford Fiesta
2. Walczak Tomasz w samochodzie Opel Astra
3. Stępień Słwawomir i Trznadel Adam w samochodzie VW Golf 3
Nagroda Superwrak - Krasulak Michał w samochodzie Ford Scorpio Sheriff Edition
Oficjalna strona: http://www.wrak-race.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/WrakRaceSilesia
1. Budziar Paweł i Podcerkiewny Michał w samochodzie Ford Fiesta
2. Walczak Tomasz w samochodzie Opel Astra
3. Stępień Słwawomir i Trznadel Adam w samochodzie VW Golf 3
Nagroda Superwrak - Krasulak Michał w samochodzie Ford Scorpio Sheriff Edition
Oficjalna strona: http://www.wrak-race.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/WrakRaceSilesia
texte et vidéo par Raphaël, photo: amie et Raphaël
48 year-old Account Coordinator Ira Shadfourth, hailing from Trout Lake enjoys watching movies like The Derby Stallion and Wood carving. Took a trip to Wieliczka Salt Mine and drives a Ferrari 625 TRC Spider. mozesz sprobowac tutaj
OdpowiedzUsuń