czwartek, 12 września 2013

Summer Cars Party 2013, cz.4 - Wrak Race...

Drugiego dnia Summer Cars Party odbyła się najbardziej spektakularna impreza całego tego show. Mam tu na myśli Wrak Race. Kto z Was, Szanowni Telewidzowie nie jest zorientowany w temacie, temu przypomnę pokrótce, że jest to wyścig samochodów, których wartość nie może przekraczać 1000 złotych. Nie ma tutaj podziału na kategorie, pojemności i tym podobne, zbędne detale. Wszyscy na torze stają się równi i mają przed sobą jeden cel. W ciągu dwudziestu minut pokonać jak najwięcej okrążeń. Proste? Pozornie tak, lecz bardzo często wyczynem jest już samo dojechanie do mety.



Auta startują w ustalonej wcześniej kolejności, przy czym już po kilku metrach sytuacja na ogół radykalnie się zmienia. W jednym z wyścigów jakie obserwowałem, na pierwszym okrążeniu cztery pojazdy poniosły dość znaczne straty. Tumany kurzu, w jakich muszą się poruszać sprawiają, że całość przypomina loterię. Jeśli przed maską nie pojawi się żadna przeszkoda, to udaje się przejechać. W innym przypadku wyścig może zakończyć się już na początku.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Na jednym z takich początków wiele szczęścia miał Irek Bieleninik, któremu udało się ominąć kilka rozbitych pojazdów. Niestety radość nie trwała zbyt długo, ponieważ jego Renault uległo awarii i zostało usunięte na pobocze. Dziwnym trafem udało się je jednak uruchomić i powrócić na tor, by... By przejechać może pół okrążenia. Awaria skrzyni biegów zdyskwalifikowała zawodnika bezpowrotnie. Takie przypadki we Wrak Race, co oczywiście żadna nowość. Startujących samochodów nikt nie oszczędza. Liczą się czasy przejazdów i to za wszelką cenę. 


ZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Każdy z zawodników pędzi przed siebie starając się wyprzedzić tych poprzedzających, nasypać piasku w oczy tym z tyłu, lub usunąć z toru, tych z boku. Wyścigami wraków rządzą twarde reguły i nie ma na nich miejsca dla mięczaków poruszających się w wypolerowanych autach. Nikt tutaj nie dba o karoserię, włącznie z organizatorami, którzy już na wstępie, zainstalowali na wszystkich dachach numery startowe przy użyciu blachowkrętów. Pewna estetyka jednak obowiązuje, dlatego niektórzy malują na swych pojazdach ładne wzorki, czy napisy. Inne ozdoby również są dozwolone. Grunt, by całość dotarła do mety z jak najlepszym bilansem.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie



Gdy już do tej mety docierają, to dopiero wtedy okazuje się jakie naprawdę ponieśli straty. Przebicie, a nawet całkowita utrata opony, to nic nadzwyczajnego. Pod warunkiem oczywiście, ze samochód jest w stanie jeszcze jechać. Niektórzy decydują się na wymianę, lecz nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Poza utratą cennych sekund, może okazać się, że po kilku metrach nowe koło jest w gorszym stanie niż poprzednie. Takie właśnie "szczęście" miała ekipa Forda Fiesty, która bodajże po drugim okrążeniu od wymiany ponownie złapała kapcia. Inna ekipa, jadąca Passatem kombi pokonała 3/4 wyścigu na samej obręczy. Ale dojechali i to się liczy!

ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Podczas jednego z wyścigów opuściłem dobry punkt obserwacyjny i przyjrzałem się wszystkim tym wariatom z daleka. Efekt? Prócz olbrzymiej chmury kurzu niewiele było widać. Jedynie na krótkim odcinku betonowym można było chwilami dostrzec poszczególnych ścigantów.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

W sumie na lotnisku w Muchowcu odbyło się aż pięć wyścigów. Po raz kolejny postanowiłem przyjrzeć się wszystkiemu z bliska przed i w trakcie finału. Ekipa ze wspomnianego Forda Fiesty nie miała już zapasowego koła, zatem pobiegli w stronę porozrzucanych tu i ówdzie wraków, by poszukać części zamiennych. Pierwszy znaleziony samochód okazał się jednak zbyt mocno rozjeżdżony przez Monster Track i pojazdy militarne. Na szczęście znaleźli innego Forda, z którego udało się pozyskać koło. Niestety nie było dostępu do innych, potrzebnych elementów. Tutaj jednak z pomocą przyszedł terenowy Nissan, który bardzo zgrabnie udostępnił potrzebne elementy serwisowe.

Sprostowanie: "ekipa forda fiesty nie szukała koła zapasowego wśród wraków tylko wahacza, który wygiął się podczas zderzenia w pierwszym wyścigu, niestety ten który wydobyliśmy z escorta nie pasował i w końcu wyklepaliśmy młotem ten z fiesty i na nim przejechaliśmy finał"




Przed samym wyścigiem pozostało już jedynie dokonać kilku "drobnych" napraw, uszczelnić wycieki, dolać czegoś, pospinać, podrutować lub niepotrzebne urwać.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Tym oto sposobem bardzo szybko minął czas oczekiwania na ostateczną rozgrywkę. Trzy, dwa, jeden, start i... Pozycja jaką zająłem podczas tego wyścigu pozwoliła mnie choć częściowo poczuć smak piasku, jaki mają w zębach zawodnicy. Już po kilku sekundach widoczność stała się bardzo nijaka, a łzawienie nie zawsze dostatecznie wypłukiwało z oczu nadmiar kurzu. Niesamowite uczucie. Dzięki temu udało mnie się jednak zarejestrować kilka ciekawych ujęć. Polecam!




ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

(<< cz.3) (poprzedni, VII Wrak Race >>)
texte, photo et vidéo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz