Tematem, który bardzo mnie zainteresował na Summer Cars
Party był Off Road. Uwielbiam samochody terenowe, które wykorzystywane są
zgodnie ze swym przeznaczeniem. Pojazdy, które nie bujają się tylko po drogach
utwardzonych, ale mają również szansę, by pokazać na co je stać.
Na tegorocznym SCP wydzielone zostały dwie strefy dla terenówek. Pierwsza z nich dotyczyła aut startujących w rajdzie Dakar. Prócz możliwości zapoznania się z techniką, w sobotę zwiedzający mieli również sposobność, by spotkać się z kierowcami. Spotkanie to prowadził Irek Bieleninik. Wcześniej jednak odbyła się konferencja prasowa z zawodnikami, w której udział wzięli: Rafał Słonik, Grzegorz Baran, Dariusz Żyła i Jacek Lisicki.
Nieco dalej podziwiać można było ciut inne samochody, choć
również utrzymane w pełnej gotowości terenowej. Stały sobie dumnie prezentując „na
sucho” swoje możliwości. Już samo spojrzenie na skok zawieszenia, czy zdolność skrzyżowania
osi wzbudzały uznanie. Niektórzy, by wywołać jeszcze większe zainteresowanie
prezentowali swe możliwości w inny, niekonwencjonalny sposób. Doskonale nadał
się do tego jeden z wraków, po którym jak się okazało, nie tylko Monster Car czy
transporter wojskowy jest w stanie przejechać.
Już samo zwiedzanie parku maszyn terenowych wzbudziło we
mnie niemałe emocje. Najlepsze jednak miało dopiero nastąpić. Kilka razy
podczas trwania Summer Cars Party odbywały się bowiem pokazy Off Road. Samo
przygotowanie do nich nie wróżyło jednak niczego spektakularnego. Zawodnicy ze
stoickim spokojem kręcili się wokół swych maksymalnie ubłoconych pojazdów.
Chwilami wyglądało to tak, jakby szykowali się na piknik a nie na kilkanaście
minut szaleńczej jazdy po torze, który na oko wydawał się nieprzejezdny.
Gdy wreszcie wybiła godzina zero, wszyscy będący w pobliżu
zebrali się, by podziwiać sprawność tak kierowców, jak ich sprzętu. Techniki
przejazdu przez przeszkody były różne. Niektórzy podchodzili do nich delikatnie,
jakby zapobiegawczo, inni wpadali na nie (lub w nie) szaleńczym pędem. Aż dziw,
że nie pogubili kół, zawieszenia, czy innych elementów. Oczywiście nie zawsze
udawało się pokonać przeciwności terenu za pierwszym razem. Niemniej udawało
się zawsze, a radość z sukcesu wyrażana była od czasu radosnym buksowaniem kół,
które wysyłały kilogramy błota w kierunku publiczności. Taki urok tej zabawy…
Po kilku okrążeniach sędzia, który obserwował całe „zajście”
ogłosił koniec czasu i zatrzymał off roadowych szaleńców. Z rozgrzanych
podzespołów aut, na skutek działania wody unosiły się kłęby pary. Wyglądało to
tak, jakby zawodnicy i ich pojazdu dopiero się rozgrzali i dopiero zamierzali
wystartować. Sędzia jednak okazał się bezlitosny, koniec to koniec i już. Na
pocieszenie i ku uciesze publiczności szaleni terenowcy wykonali jeszcze kilka
bonusowych przejazdów przez bród wodny, po czym opuścili tor.
Wrócili na plac, z którego wyjechali i spokojnie opuścili
swoje samochody. Gdyby nie strugi świeżego, spływającego błota ciężko byłoby stwierdzić,
iż przed chwilą dookoła rozlegał się ryk silników. Było to jednak tylko
chwilowe wrażenie, ponieważ słońce i wiatr prędko osuszyły karoserię i już po
kilku minutach auta wyglądały tak samo jak przed startem. Były po prostu
brudne.
Pomimo tego szaleństwa całego tylko jeden pojazd uległ lekkiej awarii,
która jednak pomimo polowych warunków, została szybko usunięta.
Na deser polecam krótkie wideo, które dość dobrze obrazuje
to, co działo się na torze.
(<< cz.2) (cz.4 >>)
texte, photo et vidéo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz