Summer Cars Party to impreza dwudniowa, zatem odwiedziłem ją
również w niedzielę. Atrakcji w sumie było tak wiele, że w poprzednim artykule
nie udało się wszystkich opisać. W tym raczej również nie uda mnie się zamknąć
tematu, dlatego spodziewajcie się kolejnej części relacji. Tyle gwoli wstępu,
przejdźmy do rzeczy…
W sobotę, jedną z bardziej obleganych atrakcji Summer Cars Party były wyścigi na ¼ mili. Przekrój startujących w nich pojazdów był naprawdę ogromny. Na starcie stawały seryjne, choć bardzo mocne i drogie maszyny oraz samochody bardziej leciwe, lecz specjalnie szykowane do tej konkurencji. Tym oto sposobem Corvette mogła zmierzyć się z Cinquecento. Oczywiście w klasyfikacji końcowej uwzględniane były czasy przejazdu dla poszczególnych kategorii. Wiadomo przecież, że nawet bardzo dobrze przygotowany Maluch nie ma wielkich szans z kilkusetkonnymi maszynami. Mnie osobiście takie przyspieszanie na prostym odcinku średnio kręci…
Przez cały czas trwania imprezy, na ludzi głodnych, czekały
liczne punkty gastronomiczne. Podobnie było z atrakcjami dla dzieci.
Przygotowano dla nich wesołe miasteczko. Ponadto mniej więcej pośrodku wystawy
stała scena, na której odbywały się różnego rodzaju występy i koncerty. Na niej
również wręczane były nagrody w konkursach oraz dyscyplinach sportowych.
Z dodatkowych atrakcji dostępne było również kino 5D, w
którym można było zobaczyć, bardzo realistyczną, szaleńczą jazdę zakończoną
wypadkiem drogowym. W pełni realne było natomiast sprawdzanie mocy pojazdów na
hamowni.
Niedaleko wejścia głównego zlokalizowany był nieduży tor, na
którym odbywały się pokazy driftu czy możliwości jakimi dysponują karty (zobacz wideo). Miejsce
to, pomimo ciągłego smrodu palonej gumy, było jednym z bardziej obleganych.
Specjalnie dla osób poszukujących silnych wrażeń na teren
Summer Cars Party przybył dźwig. Oczywiście nie chodziło mu o konstruowanie
czegokolwiek, lecz skupił się na wynoszeniu ludzi pod niebiosa. W jakim celu?
Bynajmniej nie podziwiania okolicy. Bungy jumping się to zowie, a cieszyło się także
sporym wzięciem. Co kilka minut kolejna osoba spadała w zawrotnym tempie głową
w dół, by po naciągnięciu gumy unieść się ponownie. I tak kilka razy...
Fani jednośladów, prócz tego, że mogli podziwiać przybyłe na
imprezę maszyny mogli również spróbować swych sił na symulatorze. Specjalna
konstrukcja pozwalała poczuć pęd powietrza i wrażenia jakie sprawia uniesione
koło podczas szaleńczego przyspieszenia.
Kto wolał jednak pozostać na ziemi, mógł podziwiać popisy tych, którzy lubią polatać. Dwóch profesjonalnych zawodników prezentowało swe umiejętności na skoczni. Zapewniam, że nie były to tylko skoki jako takie. Podczas każdego lotu wykonywali oni bowiem iście cyrkowe akrobacje.
Kto wolał jednak pozostać na ziemi, mógł podziwiać popisy tych, którzy lubią polatać. Dwóch profesjonalnych zawodników prezentowało swe umiejętności na skoczni. Zapewniam, że nie były to tylko skoki jako takie. Podczas każdego lotu wykonywali oni bowiem iście cyrkowe akrobacje.
Na lotnisku w Muchowcu nie mogło również zabraknąć Monster
Car. Na początku dnia pierwszego oferował on nawet przejażdżkę dla
zwiedzających. Później i dnia drugiego zajął się jednak tym, co lubi
najbardziej, czyli rozjeżdżaniem innych samochodów. Efekty tej działalności były
naprawdę niesamowite. Kilka przejazdów przerabiało auto osobowe w kupę złomu.
Podobną zabawę zorganizowały sobie również wojskowe
transportery opancerzone. Te kilkunastotonowe maszyny poruszające się na
gąsienicach jeszcze skuteczniej zgniatały wszystko, co napotkały na swej
drodze. Trzeba przyznać, że było widowiskowo (wideo z przygotowań).
Potwory te potrafią jednak wykazać się łagodnością. Właśnie
dzięki niej możliwe było zorganizowanie przejażdżek dla zwiedzających.
Prócz wspomnianych, Mobilne Muzeum Wojskowe przygotowało
również inne atrakcje. Można było pojeździć na pace wielkiego Kraza i przyjrzeć
się kilku rozwiązaniom stosowanym przez armię. Przykładowo, spróbować jak
steruje się wielkim karabinem.
Znacznie spokojniej, dużo bardziej czysto i estetycznie było
podczas wojny północ-południe. Czym ona była? Konkursem piękności, w którym
brały udział zgłoszone doń i wstępnie wyselekcjonowane samochody. Zakres
modernizacji, staranność wykonania i dbałość o szczegóły naprawdę robiły
wrażenie. Nie łatwo bowiem wpaść na to, że ukrywający się pod maską Poloneza
silnik będzie ociekał chromem. A jednak jest to możliwe. Fiat 125p z
hydraulicznym zawieszeniem? To również jak najbardziej realne podobnie jak Renault
Megane z wnętrzem pokrytym białą skórą i wiele innych atrakcji.
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz