środa, 13 czerwca 2012

Kot Victor...

    Jednym ze stworzeń będących moimi współlokatorami był kot imieniem Victor. Urodzony, wychowany i żyjący we Francji miał jednak polski paszport. Był on niezbędny w licznych podróżach a jako, że procedury w PL łatwiejsze, formalnie miał obywatelstwo takie samo jak ja. Co można powiedzieć o kocie? Jak to kot, rasa europejska, szary, wypasiony, stosunkowo agresywny i ogólnie dość ciekawy w sensie charakteru. Oczywiście lubił spać, tworzyć dziwne zabawy oraz jeździć samochodem. Nie zawsze jednak i pewnego razu postanowił wysiąść przez okno. Na szczęście koty są gumowe, więc wystarczyło go odnaleźć i zapakować ponownie do wnętrza. Ponadto bardzo lubił większość obcych mieszkań, dlatego bywał częstym gościem u sąsiadów, niezależnie czy im się to podobało, czy nie. Wiąże się z tym zresztą całkiem ciekawa historia (opowiem ją wkrótce). Tak było w pierwszym mieszkaniu w którym żył. Po przeprowadzce zmieniło się również piętro i przez okno na podwórko wychodzić już nie mógł. Mógł natomiast używać górnego okna i spacerować dzięki temu po dachu. Co tam robił, w zasadzie nie wiem, gdyż nic prócz kominów tam nie było. Pewnie czaił się na ptaki, jednak żadnego nigdy nie upolował. Kot podczas godów często ponoć świruje, zatem by go utemperować poddany został kastracji. Wszystko było pięknie, ładnie ale tylko do czasu. W pewnym momencie zaczął mimo wszystko znaczyć terytorium a mówiąc wprost, obsikiwać mieszkanie. Ciężkie czasy wtedy nastały, bo smród wzbierał z dnia na dzień. Szczególnie upodobał sobie drzwi wejściowe, dlatego też ustawiałem przy nich jego miski. Na miski nie sikał, lecz ja musiałem z domu wychodzić a wtedy miał teren czysty. Przymocowałem mu zatem te miski na stałe do drzwi. Chwila spokoju ale zaczął sikać w inne miejsca. Tego już było za wiele. Mieszkanie cuchnęło jak obora, wstyd było kogoś zaprosić... Dnia pewnego wziąłem Victora pod pachę i poszliśmy na ostatni wspólny spacer. Ostatni, gdyż po krótkim pożegnaniu wylądował na cmentarzu. Na szczęście koty spadają na cztery łapy...
    Podsumowując kota... ciekawe zwierzę, ale po raz drugi nie zdecydował bym się tego trzymać w mieszkaniu. W przydomowym ogródku (podobnie jak Kicia), jak najbardziej, od wnętrz zdala, sio!

Galeria zdjęćZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
(kliknij, aby powiększyć)
(2004 - 2006)
photo par Raphael et amie

20 komentarzy:

  1. Ale jak to wylądował na cmentarzu? Co Ty to piszesz?...

    OdpowiedzUsuń
  2. poprostu go wyrzucileś, był pan nie ma pana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu kota najczęściej człowiek
      interesuje wtedy, gdy go karmi.
      W pozostałych przypadkach mają nas
      raczej w poważaniu. To jeszcze może
      nie jest złe ale jak już mnie zaczął
      niszczyć chałupę, to...
      musiał odejść

      Usuń
  3. Ale jak to odszedł? Mam nadzieję, że do nowego pana, z sikaniem kotów można sobie poradzić, choć to ciężka walka, moja Kota, lała nam do łóżka, kładziesz się po ciężkim dniu...a tak basen;/ Ale jakoś wygraliśmy i teraz nie sika i jest kochana...jak coś chce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wylądował na łonie natury, tam mógł sikać gdzie bądź i do woli...

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że sobie poradził;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że tak.
      W końcu koty spadają na cztery łapy
      a ponadto trafił na teren gdzie wiele
      miłośniczek tych zwierząt pojawiało
      się codziennie, by je dokarmiać...

      Usuń
  5. jeśli ten kot miał do Ciebie zaufanie i w jakikolwiek sposób się przywiązał, to był to błąd z jego strony... prawda?
    no bo zdaje się, że Ty żadnego błędu nie popełniłeś...? :-P
    Fil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popełniłem spory błąd.
      Uwięziłem z natury dzikie zwierze w domu...

      Usuń
  6. tere-fere... - wykręcasz KOTA ogonem! ;P

    bo jeśli nawet popełniłeś ten błąd, o którym piszesz powyżej, to popełniłeś go najpierw, jako błąd pierwszy - dobrze byłoby zatem gdybyś nie popełnił potem jeszcze drugiego błędu... (rozwiązując sobie problem w tak PROSTY sposób :P i jednocześnie zawodząc kocie zaufanie i uczucia... (na szczęście nie własne... co nie?! - bo to bolałoby bardziej... ;-P ) nie wiem czy zauważyłeś, ale koty są BARDZO uczuciowe, generalnie biorąc, bo wyjątki zawsze się zdarzają i są delikatne w swojej uczuciowości, subtelne, bo niezależne z natury i lekko-dziko-drapieżne a jednak przywiązują się, kochają, tęsknią, pragną kontaktu, ale okazują to w inny sposób niż psy... przyzwyczajają się też bardzo do miejsca, w którym przebywają - nawet większe przemeblowanie u wielu kotów wywołuje stres i konieczność przywyknięcia...
    p.s.
    ja mam kocicę wziętą z podwórka, kiedy miała około 3-4 miesięcy - ma w sobie pewną dzikość i lekką drapieżność, ale zdecydowanie jest kotem udomowionym i o delikatnej psychice - serce by mi się kroiło nawet gdybym tylko musiał ją oddać w inne ręce (nieznane...), bo takie zwierzę zależne ode mnie jest trochę jak dziecko i to ja, ten jego przybrany "rodzic" znam jego potrzeby, zwyczaje, styl zachowania a inna osoba dopiero musiałby się tego nauczyć - kto wie czy akurat by jej się chciało...?

    itd, itp...

    OdpowiedzUsuń
  7. p.s.
    ja -Fil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnej z wymienionych cech w kocie nie zauważyłem. Był dzikim stworem, który przystosowywał sobie otoczenie do swoich potrzeb mając gdzieś ludzi. Jedyne do czego byłem mu potrzebny to napełnianie trzech misek. Gdyby nie ten drobny szczegół miałby mnie w stuprocentowym poważaniu. Skoro był tak egoistycznie niezależny, to uznałem, że mu to zapewnię. Niezależność oczywiście. Niby dlaczego miałbym problem posiadania tego stworzenia zwalać na innego człowieka? Nie darzę nikogo aż taką antypatią...

      Usuń
  8. w Twoich oczach ten kot był taki właśnie jak go opisujesz - w wysokim stopniu niezależny i, jak rozumiem, według Ciebie nie czujący z Tobą więzi emocjonalnej, mimo że żyliście pod jednym dachem...

    ja osobiście nie wierzę w istnienie takich patologicznych jednostek pośród kotów... ;-) bo wiem z doświadczenia, że mimo swojej niezależności koty są uczuciowe i wrażliwe (nawet jeśli bywają też drapieżne)

    natomiast wierzę w istnienie tego rodzaju ludzkich typów i w tym wypadku wcale bym się nie dziwił takiemu "wystawieniu ze swojego życia" człowieka, który się w taki skrajnie niezależny sposób zachowuje pokazując brak więzi z nami - takiemu właśnie pozbyciu się go z życiorysu, jak Ty pozbyłeś się tamtego kota... :-P
    Fil
    p.s.
    koty, szczególnie wzięte z ulicy, po przejściach, mogą czasem parę miesięcy przystosowywać się do swojego nowego domu i swego pana - w tydzień czy dwa może nie wytworzyć się w nich jeszcze ufność i poczucie więzi, ale po paru miesiącach, jeśli tylko delikatnie zaczepiasz kocura, zagadujesz go, dajesz jeść i pić, pobawisz się z nim, dostarczysz mu trochę ruchu i własnego towarzystwa - nie ma takiej opcji, żeby nie uznał Cię za swojego pana/kompana życiowego i żebyś nie stał się obiektem jego emocji... Kot, też człowiek... ;-) Choć prawdopodobnie nigdy w życiu nie spotkasz tak zimnego, zatwardziałego kota (a koty też miewają swoje charaktery i charakterki...) jak zatwardziałego i zaciętego możesz spotkać człowieka! ;-/ i tu widzę jedną z zasadniczych różnic między zwierzem a ludziem... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie był z ulicy tylko od kotki, młody...
      Nie tydzień ni dwa lecz sporo dłużej...
      Myśl i pisz co chcesz, ja swego zdania na temat kota w domu nie zmienię. Co do sposobu pozbycia, znam gorsze dlatego ten uważałem za doskonały kompromis. Uważam tak zresztą po dziś dzień.

      Usuń
  9. Wychowałeś zwierzę od małości, udomowiłeś, przyzwyczaiłeś do miski, siebie i znajomych czterech kątów, więc stałeś się za nie odpowiedzialny.

    Tymczasem Ty wyniosłeś kota z domu i zostawiłeś gdzieś na zewnątrz na pastwę losu i nie rusza Cię nawet myśl czy przeżył czy nie przeżył, że może tęskni, że może wpadł pod samochód, itp. W Twoim odczuciu wszystko jest w porządku... Ja bym tam nie chciał być Twoim kotem... ;-P
    Fil
    p.s.
    A w kwestii tego, że kot rzekomo nie nadaje się na zwierzę domowe, to się zupełnie rozmija z rzeczywistością - po prostu - niezależnie od tego jakie jest Twoje zdanie na ten temat...

    OdpowiedzUsuń
  10. Odebrałam Cię bardzo pozytywnie. Z zachwytem zaczęłam zwiedzać Twojego bloga.

    Ale historia z kotem mnie zszokowała. Jeśli zwierzę załatwiało się poza kuwetą są dwie opcje: A) ktoś zapomniał posprzątać kuwety B) zwierzak przeżył jakiś stres.

    Przez chwilę jeszcze miałam nadzieję, że po prostu bawisz się słowami. Niestety. Oczywiście nie zamierzam krytykować Twojego światopoglądu, niemniej jest całkowicie sprzeczny z moim.

    Pozdrawiam i życzę Ci, żeby nikt dla Ciebie ważny nie zostawił Cię pod cmentarnym murem, kiedy mu się znudzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A) Ktoś to ja. Miał czysto
      B) Też mam stres a wiem gdzie toaleta
      Dziękuję za życzenia, mocno i kilkukrotnie spóźnione ale to nie istotne.

      Usuń
  11. A ja jednak oszczędzę sobie słów. Poczułam się podobnie kiedy ktoś kiedyś bliski opuścił mnie gdy ośmieliłam się poważniej zachorować. Im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta... Nic dodać nic ująć. Proste słowa a jakie prawdziwe. Nie ma jak wygoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również wolę zwierzęta ale w bezgraniczną miłość nie wierzę. To bzdura.

      Usuń