Było to 28. grudnia ubiegłego roku...
Koncert kolęd w wykonaniu chóru
mieszanego "Jubilate Deo" mógłbym podzielić na dwie części.
Pierwszą, nieco smętną, kiedy to usłyszeliśmy kilka
standardowych kolęd polskich. Jak wiadomo, w większości mają one
nuty niezbyt wesołe. Bardzo to dziwne, bo przecież wiążą się z
radosnymi (z założenia) świętami. W drugiej części wykonawcy
zaprezentowali kilka kolęd zagranicznych. Wtedy było już znacznie
weselej. Żywe rytmy pasowały doskonale do idei. Wśród owych
zagranicznych znalazła się kolęda słowacka. Swym nastrojem bardzo
przypominała polskie zatem, wychodzi na to, że my, Słowianie mamy
taką naturę. Na wesołe okazje tworzymy smutne pieśni. Na
szczęście pozostałe piosenki (m.in. francuskie i hiszpańskie)
były bardzo ciekawe, radosne. Do tego stopnia, że jedna z nich stała się
życzeniem publiczności na bis.
Kolędy z innych krajów śpiewane były
w języku polskim. Nie było to jednak tłumaczenie, a teksty
stworzone specjalnie do melodii, w tym również przez panią dyrygent. Dodatkową atrakcję stanowiło
wspólne śpiewanie. Prowadzący koncert trzy razy zapraszał
widownię "do współpracy" i udawało się.
Przy okazji zauważyłem, że żaden
mężczyzna w chórze, nie miał brody. Tylko jeden z nich zapuścił delikatnego wąsa. Czy to oznacza, że mnie by nie przyjęli?
texte et photo par Raphaël
Wiele zależy od wykonania też... Polskie kolędy kojarzą mi się raczej radośnie. Może chór był smętny?
OdpowiedzUsuńż.