Nie wiedziałem czy napiszę ciąg
dalszy, bo to... nie ważne w sumie co. Rozbitkowie jedzą, taki tytuł
by pasował. Otóż telewidzowie moi wiedzcie dobrze, że rozbitkowie
wbrew temu, co się komuś wydawać może całkiem dobrze się
odżywiają. Pewnie dlatego jest ich więcej i żyją dłużej niż
komukolwiek może wydawać się możliwe. Z tym „dobrze”, to
nieco przesadziłem, ponieważ ich dieta zależna jest od innych oraz
od tego czy sami regularnie korzystać z niej będą. Uwierzcie
jednak, że paryscy rozbitkowie mają tak szeroki dostęp do żywności
jakiego nie mają zapewne inni. Bezdomność wcale nie skazuje ich na
głodówkę a jeśli nawet takową przeżywają to tylko i wyłącznie
na własne życzenie. Niemniej życzenie owo szybko przemija ponieważ
mimo szczerych chęci wykończenia własnego organizmu do większości
przybywa takie coś. Taka chwila, chwila, że już bardziej katować
się nie da. Wtedy właśnie przy odrobinie chęci znajdzie człek
tyle pokarmu, że przejeść go nie idzie. Fizycznie się nie da.
Pominę w tym momencie możliwość skorzystania z opieki medycznej
(wspomnę przy okazji). Wchodząc zatem w szczegóły powiem tyle, że
każdy z rozbitków zamieszkujących Paryż ma zapewnione trzy
posiłki dziennie a dostępu do nich broni jedynie odległość. Ona
jednak sama w sobie przeszkodą nie jest. Biorąc pod uwagę
transport publiczny, który w żadnym z polskich miast nie rozbuduje
się (jak i wiele innych rzeczy) do takiego stopnia choćby za sto
lat. Nie ma szans! No chyba, że jakaś wojna by wybuchła i znów by
się naród mobilizować na morgi musiał... Tak więc wracając do
posiłków, budzimy się rano i co? Głód! Wystarczy zlokalizować
punkt w jakim się znajdujemy oraz dzień tygodnia. Po tym, gdy to
uczynimy wystarczy wsiąść w transport (najlepiej metro) i udać
się na właściwe miejsce. Nie mając biletu ani pieniędzy lecz, o
tym też napiszę... Później można sobie zrobić gdziekolwiek
siestę i pomyśleć o obiedzie. Scenariusz jest ten sam, podobnie w
przypadku kolacji. Warto w tym momencie wspomnieć, iż w przypadku
kolacji w zupełności wystarczy się do niej ograniczyć. W
przypadku tego właśnie posiłku liczyć można na ciepłą strawę
do syta w postaci dania i zupy z chlebem. Dwa ostatnie nie mają
ograniczeń wystarczy zatem posiadać pojemnik na zupę i worek na
chleb, by swobodnie przeżyć do następnej kolacji. Nie ma żadnego
problemu. Ale! Może się czasami zdarzyć, że miejsce wydawania
posiłków, bądź godzina ulegną zmianie. Co wtedy? Rozbitek z
głodu nie umrze! Wystarczy podejść do jakiejkolwiek zamykającej
się właśnie knajpy i spytać, czy coś im nie zostało. Żebractwo?
Możliwe ale lepsze to niż zdechnąć. Dadzą na pewno więcej niż
człek zdoła przejeść...
Tak więc, chwile zwątpienia i biedy w
postaci takiej jak na poniższym zdjęciu nie robią na mnie
najmniejszego wrażenia... Zabraknąć może na chleb? Cóż, bez
niego też idzie żyć, poza tym... na co się człek survivalu
uczył? To poniżej, co ktokolwiek by o tym nie myślał jest
luksusem.
texte et photo par Raphaël
Bardzo ciekawe...
OdpowiedzUsuńBardzo pouczające...
Bardzo muszę zapamiętać i w razie niewyrobienia na jakimś życiowym zakręcie do Paryża się przeniosę...
Bardzo pozdrawiam...
Bardzo tego ostatniego nie lubisz, więc cofam słowo pozdrawiam...
-J.