wtorek, 17 lipca 2012

Rozbitkowie cz.1.

"Rozbitkowie jedzą"

Nie wiedziałem czy napiszę ciąg dalszy, bo to... nie ważne w sumie co. Rozbitkowie jedzą, taki tytuł by pasował. Otóż telewidzowie moi wiedzcie dobrze, że rozbitkowie wbrew temu, co się komuś wydawać może całkiem dobrze się odżywiają. Pewnie dlatego jest ich więcej i żyją dłużej niż komukolwiek może wydawać się możliwe. Z tym „dobrze”, to nieco przesadziłem, ponieważ ich dieta zależna jest od innych oraz od tego czy sami regularnie korzystać z niej będą. Uwierzcie jednak, że paryscy rozbitkowie mają tak szeroki dostęp do żywności jakiego nie mają zapewne inni. Bezdomność wcale nie skazuje ich na głodówkę a jeśli nawet takową przeżywają to tylko i wyłącznie na własne życzenie. Niemniej życzenie owo szybko przemija ponieważ mimo szczerych chęci wykończenia własnego organizmu do większości przybywa takie coś. Taka chwila, chwila, że już bardziej katować się nie da. Wtedy właśnie przy odrobinie chęci znajdzie człek tyle pokarmu, że przejeść go nie idzie. Fizycznie się nie da. Pominę w tym momencie możliwość skorzystania z opieki medycznej (wspomnę przy okazji). Wchodząc zatem w szczegóły powiem tyle, że każdy z rozbitków zamieszkujących Paryż ma zapewnione trzy posiłki dziennie a dostępu do nich broni jedynie odległość. Ona jednak sama w sobie przeszkodą nie jest. Biorąc pod uwagę transport publiczny, który w żadnym z polskich miast nie rozbuduje się (jak i wiele innych rzeczy) do takiego stopnia choćby za sto lat. Nie ma szans! No chyba, że jakaś wojna by wybuchła i znów by się naród mobilizować na morgi musiał... Tak więc wracając do posiłków, budzimy się rano i co? Głód! Wystarczy zlokalizować punkt w jakim się znajdujemy oraz dzień tygodnia. Po tym, gdy to uczynimy wystarczy wsiąść w transport (najlepiej metro) i udać się na właściwe miejsce. Nie mając biletu ani pieniędzy lecz, o tym też napiszę... Później można sobie zrobić gdziekolwiek siestę i pomyśleć o obiedzie. Scenariusz jest ten sam, podobnie w przypadku kolacji. Warto w tym momencie wspomnieć, iż w przypadku kolacji w zupełności wystarczy się do niej ograniczyć. W przypadku tego właśnie posiłku liczyć można na ciepłą strawę do syta w postaci dania i zupy z chlebem. Dwa ostatnie nie mają ograniczeń wystarczy zatem posiadać pojemnik na zupę i worek na chleb, by swobodnie przeżyć do następnej kolacji. Nie ma żadnego problemu. Ale! Może się czasami zdarzyć, że miejsce wydawania posiłków, bądź godzina ulegną zmianie. Co wtedy? Rozbitek z głodu nie umrze! Wystarczy podejść do jakiejkolwiek zamykającej się właśnie knajpy i spytać, czy coś im nie zostało. Żebractwo? Możliwe ale lepsze to niż zdechnąć. Dadzą na pewno więcej niż człek zdoła przejeść...
Tak więc, chwile zwątpienia i biedy w postaci takiej jak na poniższym zdjęciu nie robią na mnie najmniejszego wrażenia... Zabraknąć może na chleb? Cóż, bez niego też idzie żyć, poza tym... na co się człek survivalu uczył? To poniżej, co ktokolwiek by o tym nie myślał jest luksusem.
texte et photo par Raphaël

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawe...
    Bardzo pouczające...
    Bardzo muszę zapamiętać i w razie niewyrobienia na jakimś życiowym zakręcie do Paryża się przeniosę...
    Bardzo pozdrawiam...
    Bardzo tego ostatniego nie lubisz, więc cofam słowo pozdrawiam...

    -J.

    OdpowiedzUsuń