niedziela, 20 grudnia 2020

Święta Bożego Narodzenia i Sylwester 2020

I co?
Komu smutno, że nie spędzi Świąt tak, jak sobie wymarzył lub jak było do tej pory?
Komu gul skacze, że z powodu pandemii nie poszaleje w Sylwestra?

Mi jakoś nie, bo od pewnego czasu i tak w większości żyję poza systemem. Ponadto, Wigilia nigdy mnie zbytnio nie radowała, a częściej powodowała frustrację, bo wiązała się z tym, że znowu coś musiałem, lub czegoś nie mogłem...
Wiem, że tekst "inni mają gorzej" jest beznadziejnie bezsensowny i wkurwiający, niemniej dało mi do myślenia to, co napisał mój znajomy, Paweł. Całkiem niedawno, przez ponad trzy tygodnie, byłem w szpitalu i dostawałem totalnego świra. Gdybym siedział w zamknięciu od marca, jak mieszkańcy Domów Opieki Społecznej, to chyba bym oszalał...
Jak to wygląda? Odsyłam do wpisu Pawła na bukfejsie >> 

A idąc w inną stronę, co dla odmiany mają zrobić bezdomni? Ma nas nagle nie być? Takie pytania pojawiły się na profilu warszawskiego Serca Miasta. O, tutaj >> 

Czym będzie dla mnie ten nadchodzący czas? Nie mam pojęcia. Wiem, że mam w sobie bez porównania więcej obaw, niż nadziei. Zresztą coraz bardziej wątpię, czy owa "nadzieja" w ogóle istnieje, a jeśli tak, to chyba tylko po to, by mnie zwodzić, oszukiwać i prowadzić to jeszcze większych rozczarowań. Dlatego lepiej ją pierdolić...

Wracając do pytania, zacznę od Sylwestra, bo będzie o tym krótko. Żadnych perspektyw w tym temacie nie mam i bardzo dobrze, gdyż zasadniczo mam w dupie jakieś tańce, hulanki, swawole...
W temacie Wigilii sprawa jest bardziej złożona. Mam zaproszenie od Przyjaciółki, ale im bliżej (już tylko cztery dni), tym mam większe wątpliwości, a może nawet niechęć. Tylko dlaczego?

Choćby dlatego, że wcale mnie to nie bawi, ani cieszy. Nie mam dobrych wspomnień związanych z obchodami Świąt Bożego Narodzenia, choć one same, jako dla Chrześcijanina, są dla mnie radosne. Druga sprawa polega na tym, że zaproszone są również osoby z innego, niż mój, świata. Najczęściej mam w takich sytuacjach problemy z komunikacją i wzajemnym zrozumieniem. Ja nie rozumiem ich, ale jeszcze bardziej oni nie rozumieją mnie. 

Wynika to z tego, że od dłuższego czasu jestem naprawdę mocno oderwany od rzeczywistości. Mogę wprawdzie zrozumieć wiele osób, bo przez lata żyłem "normalnie", jednak teraz, w bezdomności (napiszę o tym wkrótce), niektóre ludzkie problemy wydają mi się banalne. Przepraszam, nie chcę nikogo urazić. Po prostu wydaje mi się niekiedy, że skoro ktoś ma co jeść, pić, zapalić, gdzie się umyć, czyste ubranie, ciepły kąt itd., to... 

No właśnie, nie powinien narzekać, ani czuć się źle? Wcale tak nie uważam, bo każdy ma do tego prawo. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu spraw nie kumam, a o wielu moich problemach z przeszłości zapominam, inaczej na nie patrzę lub wręcz się z nich śmieję.

Druga strona medalu wygląda tak, że mało kto mnie rozumie. Naprawdę. Oprócz osób, które znajdują się w podobnej sytuacji, ciężko znaleźć kogoś z kim można porozmawiać. Nawet bliskie osoby słuchają, lecz nie słyszą, bo nie potrafią. Nie umieją wczuć się w sytuację, bo nigdy tego nie zaznali, a wszelkie próby, pomimo szczerych chęci, spełzają często na niczym. Jest to normalne, bo przykładowo gdy ktoś mi powie, że coś go boli, to przyjmę tę informację lecz nigdy tego bólu nie poczuję, jak owa osoba.

Tym oto sposobem, z dnia na dzień, z godziny na godzinę i minuty na minutę, zbliżam się to pewności, że tytułowy czas lepiej mi chyba będzie spędzić... I tu, po raz kolejny, dochodzę do ściany, bo sam nie wiem jak.

Niezależnie od wszystkiego, życzę Wam, Szanowni Telewidzowie, wszystkiego najlepszego z okazji Świąt. 

texte par Raphaël
photo: l'internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz