Gdy tylko ono nastało, rozejrzałem się za Andurem. Nie było go w pobliżu, dlatego skupiłem się na budowie schronienia. Całkiem niedaleko znalazłem spore skupisko patyków i kępę trawy. Zdrewniałe elementy ułożyłem ukośnie i nakryłem zielskiem. W połączeniu ze skwierczącym płomieniem udało mnie się stworzyć bardzo klimatyczne miejsce. Do pełni szczęścia brakowało mnie jedynie jakiejś strawy. No... może jeszcze towarzystwa.
Wtedy jakby na życzenie zjawił się Andur. W zębach miał jakieś stworzenie, które położył na ziemi i ponownie zniknął w pełnej już ciemności. Po chwili wrócił z rybą. Ułożył ją obok pierwszej zdobyczy i usiadł wpatrując się we mnie. Wyglądał, jakby pytał. Podszedłem bliżej i spojrzałem na oba łupy. Ryba, to ryba, w zasadzie prosta sprawa, jednak to drugie było jakieś dziwne. Miało futro, gabaryty kota, krótkie łapy i tyci ogon. Delikatnie nachyliłem się i wziąłem rybę.
Andur przechylił głowę, chwilę na mnie patrzył, po czym zabrał się za konsumpcję futrzaka. Ja wyciągnąłem nóż, oporządziłem swoją porcję, zatknąłem na patyk i umieściłem w pobliżu ognia. Andur, który w tym czasie zakończył już konsumpcję zaczął przyglądać się z zaciekawieniem. Gdy ryba była gotowa, podsunąłem mu jej kawałek. Nie skosztował. Albo był już najedzony, albo wolał surowe.
Tego wieczora siedziałem bardzo długo wpatrując się w gwiazdy, dokładając chwilami do ognia i rozmyślając na różne tematy...
(<< część 2) (część 4 >>)
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz