niedziela, 18 maja 2014

Spotkanie z Andurem, cz.2...

Gdy dotarłem do ściany zieleni, przystanąłem by zapalić. Spojrzałem za siebie, lecz Andura nie dostrzegłem. Mimo to czułem jego obecność. Być może przyczaił się obok któregoś z mijanych krzaków. Puściłem chmurę dymu i wszedłem w strefę zacienioną. Z każdym krokiem cichły dźwięki dobiegające z osady. Coraz intensywniej odzywała się natomiast przyroda. Ptactwa jakby przybywało, a i tajemnicze szelesty bardziej się wzmacniały. Wsłuchując się w nie i rozglądając co jakiś czas, szedłem dalej. Dotarłem do pnia starego, który leżał przewrócony od długiego bardzo czasu. Pogładziłem jego omszoną stronę, gdyż bardzo lubię tą roślinność i usiadłem. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w śpiew ptactwa.

Nie wiem, jak długo to trwało. Gdy uniosłem powieki ujrzałem Andura. Leżał jakieś dwa metry ode mnie i sprawiał wrażenie śpiącego. Jakim sposobem podszedł tak blisko, a ja nawet go nie słyszałem? Nie mam pojęcia. Nie wiem również, czy podążał za mną, czy spotkał mnie ponownie przypadkiem. Pewne było, że moja obecność wcale mu nie przeszkadzała, a może nawet była dlań pożądana. Zapaliłem papierosa. Dźwięk krzesania go zbudził, o ile faktycznie spał. Tak czy inaczej, zwrócił się w mą stronę. Popatrzył chwilę swym nietypowym spojrzeniem, po czym rozciągnął się wzdłuż kępy trawy. Mnie również ogarnęło znużenie, dlatego siadłem na ziemi, oparłem się o pień i postanowiłem zdrzemnąć. 

Nie udało się to jednak, gdyż w pobliżu usłyszałem całkiem głośny szelest. Ujrzałem sarnę, która przebiegła tuż obok i zatrzymała się. W kilka sekund dołączyły do niej dwie kolejne. Po chwili wszystkie trzy w dwóch wielkich susach oddaliły się. Andur nawet nie drgnął...
(<< część 1) (część 3 >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz