Pewnego wieczora, zmierzając w jedno z ulubionych miejsc spotkałem Andura. Szedł w tym samym kierunku, ale nieco wolniej ode mnie. Siłą rzeczy musiałem go wyprzedzić, choć postanowiłem uczynić to niespiesznie. Andur po prostu mnie zainteresował, a wzmacniało się to w miarę, jak malała między nami odległość.
Kształt miał dość dziwny, jakby składał się z dwóch istot. Coś na wzór zgrabnego połączenia łasicowatego z psowatym. Bardzo interesujące okazało się jego umaszczenie. Barwa ciemno zielona, bez połysku. Pełen mat. Ponadto jego włos był mokry. Mokry mimo suszy, jaka trwała od pewnego czasu. Od kiedy, tego w sumie nie wiem, bo dawno przestałem liczyć przeploty słońca i luny. Zliczałem jedynie spore zmiany w przyrodzie, które wskazywać mogły na tzw. lata.
Gdy dogoniłem Andura, on nagle przystanął. Nie było w nim ni lęku, ni złości. Sprawiał wrażenie lekkiego zaciekawienia. W sumie to dość dziwne, bo dwunożnych jak ja, musiał już na pewno nieraz spotkać. Dopiero po dłuższym czasie okazało się, że zainteresowała go potrójna natura. Przedtem raczej nikt tego u mnie nie dostrzegł.
Co natomiast wzbudziło moją ciekawość? Prócz wyglądu jego sierści, dziwny sposób poruszania. Wyglądał, jakby był spięty, a do tego chwilami reagował dość gwałtownie. Z jakiego powodu nie wiem, gdyż niczego prócz nas w pobliży nie dostrzegłem. Być może widział, słyszał lub czuł więcej niż ja. Jeśli chodzi o to pierwsze, to w zasadzie nie wiem. Gdy spojrzałem w jego oczy, ujrzałem spojrzenie gada.
Minąłem go powoli i poszedłem dalej w kierunku listowia. Wzroku nie odwróciłem lecz czułem, że cały czas podąża za mną...
(część 2 >>)
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz