poniedziałek, 14 października 2013

Bénodet

Bénodet jest małą miejscowością (ok. 2500 mieszkańców) położoną w Bretanii, we Francji. Mieszkałem tam i pracowałem przez kilkanaście dni na przełomie czerwca i lipca 2007 roku. Pomimo, że pojechałem w delegację i przebywałem krótki okres czasu, udało mnie się bez trudu zwiedzić wszystko wzdłuż i wszerz.
Ta nadmorska mieścina jest jednym z takich miejsc, które żyją własnym życiem, a jej mieszkańcy zdają się niewiele wiedzieć o świecie. Zastanawiałem się nawet jak i czym większość z nich żyje. Bez urazy oczywiście, bo to cywilizowana kraina. Mimo wszystko, próżno szukać tam jakiś wielkich atrakcji, a nawet prozaiczne czynności warto planować. Przykładowo, znajduje się tam tylko jeden dyskont, który czynny jest do wczesnego wieczora (bodajże do 19:00), sześć dni w tygodniu. Jeśli człowiek nie zaplanuje zakupów, lub czegoś mu braknie, to może być krucho. Mnie dla przykładu, o braku kapci domowych przypomniało się dopiero gdy ruszałem z paryskiego dworca Saint-Lazare. Na miejscu, wspomniany sklep uratował mnie jedyną dostępną parą japonek, na szczęście w mym rozmiarze.

Drugim dużym obiektem w mieście jest położone nad samym morzem kasyno z kinem, hotelem i restauracją. W środku jednak nie byłem, gdyż ani mnie to nie interesowało, ani nie było w mym zasięgu finansowym. Inne hotele również się tam znajdują, a jeśli ktoś woli, może nocować na okolicznych kempingach. Dla mieszkańców i szarego człowieka jak ja swe podwoje otwierało trzy knajpy (więcej nie namierzyłem). Tylko jedna z nich oferowała wyroby tytoniowe. Miała przy tym wyższa ceny, dziwną obsługę i ściśle określone godziny otwarcia. Druga znajdowała się niedaleko mego miejsca pracy ale jakoś niczym mnie nie urzekła. Zdecydowanie najprzyjemniej było w Café Rapido, gdzie panował totalny, typowo francuski luz, a drzwi zamykały się dopiero po wyjściu ostatniego klienta. Na życzenie barman/właściciel robił głośniej muzykę, coby spragnieni rozrywki mogli się nieco zabawić (co widać na poniższym wideo).
Mój rozkład dnia był w Bénodet bardzo prosty. Od ósmej do siedemnastej praca w powstającym dopiero szpitalu połączonym z domem opieki dla osób starszych. Po niej szedłem do miejsca zamieszkania, jako pierwszy brałem prysznic i udawałem się na spacer. Zaczynałem go od wspomnianego dyskontu, a następnie różnymi urokliwymi uliczkami udawałem się na plażę. Siedziałem tam do wieczora patrząc na morze, po czym udawałem się a kolację i na spoczynek.
Ogólnie było tam bardzo przyjemnie, cicho i sielsko (wyłączając oczywiście pracę na budowie). Jeśli miałbym stały dochód na miejscu, to śmiało mógłbym tam zamieszkać. Niestety większość ludności w celach zarobkowych dojeżdżała codziennie do większych miast, a to już nie jest takie zabawne. Dom staje się wtedy hotelem. Nie muszę chyba wspominać, że bez auta tam, to jak bez ręki. Najbliższa stacja kolejowa znajdowała się w oddalonym o ok. 15 kilometrów Quimper. Nawet na najbliższą pseudo dyskotekę udaliśmy się pewnego wieczoru samochodem.
 
 
Tak czy inaczej wyjazd był fajny, bo przy okazji zarobienia niezłej kasy miałem miałem możliwość poznania nieznanego do tej pory kawałka świata.
texte, photo et vidéo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz