Ta nadmorska mieścina jest jednym z takich miejsc, które żyją własnym życiem, a jej mieszkańcy zdają się niewiele wiedzieć o świecie. Zastanawiałem się nawet jak i czym większość z nich żyje. Bez urazy oczywiście, bo to cywilizowana kraina. Mimo wszystko, próżno szukać tam jakiś wielkich atrakcji, a nawet prozaiczne czynności warto planować. Przykładowo, znajduje się tam tylko jeden dyskont, który czynny jest do wczesnego wieczora (bodajże do 19:00), sześć dni w tygodniu. Jeśli człowiek nie zaplanuje zakupów, lub czegoś mu braknie, to może być krucho. Mnie dla przykładu, o braku kapci domowych przypomniało się dopiero gdy ruszałem z paryskiego dworca Saint-Lazare. Na miejscu, wspomniany sklep uratował mnie jedyną dostępną parą japonek, na szczęście w mym rozmiarze.
Drugim dużym obiektem w mieście jest położone nad samym morzem kasyno z kinem, hotelem i restauracją. W środku jednak nie byłem, gdyż ani mnie to nie interesowało, ani nie było w mym zasięgu finansowym. Inne hotele również się tam znajdują, a jeśli ktoś woli, może nocować na okolicznych kempingach. Dla mieszkańców i szarego człowieka jak ja swe podwoje otwierało trzy knajpy (więcej nie namierzyłem). Tylko jedna z nich oferowała wyroby tytoniowe. Miała przy tym wyższa ceny, dziwną obsługę i ściśle określone godziny otwarcia. Druga znajdowała się niedaleko mego miejsca pracy ale jakoś niczym mnie nie urzekła. Zdecydowanie najprzyjemniej było w Café Rapido, gdzie panował totalny, typowo francuski luz, a drzwi zamykały się dopiero po wyjściu ostatniego klienta. Na życzenie barman/właściciel robił głośniej muzykę, coby spragnieni rozrywki mogli się nieco zabawić (co widać na poniższym wideo).
Tak czy inaczej wyjazd był fajny, bo przy okazji zarobienia niezłej kasy miałem miałem możliwość poznania nieznanego do tej pory kawałka świata.
texte, photo et vidéo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz