piątek, 17 sierpnia 2012

Kuchenne paranoje...


Tak sobie myślę, że jedną z najmniej zdrowych rzeczy jest popadanie w paranoję. Dotyczy to również żywienia. Bardzo modny ostatnio temat zdrowego odżywiania, ekologicznego jedzenia, czy odcinania się w kuchni od chemii (nazewnictwo nie gra dla mnie w tym momencie roli) nabiera coraz bardziej zna sile. Nie jestem przeciwnikiem, bo nic mnie w sumie do tego, co kto w kuchni robi i w jaki sposób. Niemniej jako istota z natury dość złośliwa dopatruję się uchybień. Tak lubię... 
Oglądać mnie się zdarza „Kuchenne rewolucje” i to co tam się wygaduje, to w głowie się nie mieści. Co to za bzdura jest, by nie kupować gotowego majonezu a robić go samemu? Dlaczego bzdura? Dlatego, że pani główna postać używa do jego stworzenia gotowej musztardy. Śmieszne, wszak winna zacząć od podstaw i na początek stworzyć swoją własną musztardę, by w efekcie dodać do swego majonezu. Jak własne to od zera a jak korzystać z półproduktów, to korzystać a nie wciskać ludziom ciemnotę. Drugi przykład jaki mnie się nasuwa w przypadku programu z udziałem pani Gessler to jej upór w tępieniu produktów mrożonych. Dlaczego tak się dzieje? Pewnie dlatego, że sponsorem nie jest firma produkująca mrożonki. Sponsorem jest firma produkująca przyprawy i dlatego w programie nie zobaczycie hołdu zieleniny. Takiej w postaci bazylii, majeranku, tymianku i innych. Z uporem maniaka stosuje się wszelkie susze wraz z pozostałymi dodatkami. Nie ma dodatków? A to, co stosuje się na terenie zakładu? Dlaczego o tym piszą? Pytania retoryczne...
Inny przykład z innego źródła: przepis na sos pomidorowy ze świeżych pomidorów, bo wszak sezon na nie. Co znajduję? Łyżeczkę koncentratu i już całe piękno szlag jasny trafił. Skoro z pomidorów to z nich a nie z koncentratu. Po co go dodawać? Nie rozumiem i nie zrozumiem. Takie przykłady mógłbym mnożyć i mnożyć a co najciekawsze wynajdując je u osób żyjących zdrowo, bez chemii czy ekologicznie. U tych osób łatwiej to wychwycić, bo same do tego prowokują. Czytając przepis osoby, która po prostu dodaje przecier czy kostkę rosołową człek się nad tym nie zastanowi.
Ja osobiście przeciwnikiem zdrowia nie jestem i niech se je każdy w swej kuchni promuje jeśli chce, tak jak niech każdy wierzy w co chce. Tak samo ja wierzę w co lubię i takoż jem. Mógłbym lepiej zapewne ale nie zawsze jest taka możliwość. Jeszcze całkiem niedawno kuchnia moja opierała się wyłącznie na gotowych potrawach wymagających jedynie podgrzania. Coraz bardziej od tego odchodzę ale nie czuję się tym samym promotorem zdrowia. Aby nim zostać musiałbym wytwarzać wszystko sam, bo już sam fakt kupowania wędlin u rzeźnika nijak się ma do natury. Zwierzaka trza sobie wyhodować zdrowo go żywiąc. W odpowiednim momencie go ubić, rozebrać na elementy i z nich wykonać wędliny, pasztety i inne dobra. Wtedy tak! Wtedy wraz z musztardą, którą człek sobie z gorczycy przyrządził można naprawdę zdrowo pojeść. Chociaż... też nie, bo nagle Twój lekarz wytknie Tobie nadmiar cholesterolu a inny weganin dołoży do tego morderstwo. W jednej chwili ma człowiek na sumieniu własne zdrowie i życie zwierzęcia. Nie popadajmy w paranoję. 


Tym samym śmiem twierdzić, że dodanie kostki rosołowej do gara sosu mnie nie zabije. Podobnie zjedzenie raz na jakiś czas mrożonej pizzy czy „słoika” wraz z własnymi dodatkami (wedle gustu i smaku a nie dla zdrowotności). Prędzej zabije mnie któryś z milionów pędzących wokół samochodów albo sam pęd otaczającego mnie świata. I tak nadal będę palił fajki, wątrobę łechtał alkoholem, wdychał smog i spaliny, stresował się, choć tego unikam, miał w sobie promieniowanie z Czernobyla i kupę innego syfu. Najważniejsze dla mego zdrowia, to nie dać się zwariować ani w jedną ani w drugą stronę...
c.d.n. (być może)
texte et photo par Raphaël

26 komentarzy:

  1. O jaaaaaaa.... :)
    Wyzwałeś mnie na pojedynek :)
    Dreszcz podniecenia lata mi plecach :)

    Odnośnie musztardy- musztarda jest przyprawą. Fakt, ze nie można tego powiedziec o musztardzie tej marki z tego programu, ale taka musztarda, jak dijońska jest podobnym dobrem kultury, jak szynka parmeńska, albo parmiggiano reggiano, jak wiekowe aklohole dojrzewające w beczkach latami. I zanim znany producent przypraw wprowadził serie musztard, w programie Kuchenne Rewolucje była używana musztarda dijońska.

    Co do koncentratu pomidorowego- popatrz na skład, nawet najtańszego koncentratu z lidla :)
    Koncentrat pomidorowy składa się ze... skoncentrowanych pomidorów :)Ja akurat robię sobie w domu ( nie jest tak mocno skoneantrowany, jak sklepowy, bo mi aż na tak duzym odparowaniu nie zależy.
    Wiesz po co się dodaje do sosu ze świezych pomidorów? W takim samym celu, jak dodaje się suszone pomidory ( w domu mam, ususzyłam sobie, ale mama nie ma)- żeby uzyskac większą głębię pomidorów. Zeby pomidorowaośc była BARDZIEJ.

    Dlaczego zrezygnowałeś z gotowców?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałem,że temat się Tobie spodoba i słowotok wywoła...
      Wcale nie twierdzę, że musztarda nie jest dobrem. Chodzi mnie jedynie o konsekwencję. Z drugiej strony „Kuchenne rewolucje” rewolucje są programem rozrywkowym. Tylko i wyłącznie. Wedle tej formuły można w nim stosować różne zabawne triki i tak też się dzieje. Zbyt wiele osób traktuje go jednak jako kulinarny a on poza tematyką jedzenia z kulinariami nie ma nic wspólnego.

      Z gotowców zrezygnowałem ponieważ mnie się one znudziły.

      Usuń
  2. A może po prostu wystarczy zdrowy rozsądek i odrobina dystansu?
    Może nie popadać od razu w paranoję, tylko ograniczyć tą "niezdrową chemię" na ile jest to możliwe...

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  3. Odnośnie tych mrożonek.
    Ja tam stosuję. Jeśli są to po prostu zamrożone warzywa- to nie mam zastrzeżeń.
    Nawet mi sie to wydaje rozsądne, bo mrożenie zatrzymuje warzywa w takim stanie, jak zostały zerwane i chyba mają więcej smaku, niż takie długo przechowywane.
    Do niektórych mam zastrzezenia odnośnie konsystencji, albo koloru- nie uzyskasz pieknego zielonego brokuła z mrożonki. Kalafior robi się siny, marchewka paplata i słodka. Nie uzyskasz jarzynek al dente z mrożonki, niektóre warzywa wiotczeją.
    Ale gdyby nie mrożenie, to przez ponad pół roku nie można by się było cieszyc smakiem malin, truskawek, grzybów, fasolki szparagowej.
    Tyle w domu.

    W restauracji jednak powinno byc inaczej. Kiedy płacisz za danie kilkadziesiąt złotych, to powinieneś dostac to, za co płacisz. Może to ortodoksyjne wyrzucanie mrożonek to tak na wyrost, zeby pokazac, że dla uzyskania smaku nie można iśc na skróty, żeby zmusic restauratorów do, tego, za co żądają zapłaty- czyli do ... gotowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źródełko słowotoku mi znów wybiło ;)
      Ja właśnie z tego powodu przestałam chodzic do lokali. Denerwowało mnie okrutnie, to że dostaję taką samą pizzę, jak mogę sobie kupic w pobliskim markecie ( może nawet tym samym), tylko 3 razy drożej.
      Do szału mnie doprowadzało, że muszę wydac naprawdę ciężkie pieniądze na coś, co potrafię zrobic lepiej, z lepszych składników...

      A Magda Gessler jest restauratorką, trudno się dziwic, że próbuje odzyskac zaufanie klientów, poderwane przez takie pojęcie innych właścicieli, jak niekiedy prezentują: rzuci się coś na talerz i każe zapłacic, dobra swinia zeżre wszystko.
      Jeśli ludzie w ogóle po coś mają chodzic do restauracji, to tylko po to, żeby dostac cos lepszego, niż sami sobie potrafią zrobic, ładniej podane, na CZYSTYM stole. Niby najoczywistsza oczywistośc, ale jak widac- nie.

      Usuń
    2. Ja też mrożonki stosuję. Wprawdzie w sezonie mogę kupić jedną marchew czy pietruchę ale już kalafior cały, czy brokuł, to zbyt wiele jako dodatek. Musiałbym całe wiadro warzyw ugotować i nie wiem gdzie je później przechowywać. A tak, kupuję mieszankę mrożonych warzyw, zużywam pół a resztę jeszcze jakoś w tej małej, mrożącej skrzynce upchnę.
      Co do restauracji to raczej nie tak i pięknie, łatwo wygląda jedynie na ekranie. Prawda jest taka, że obrót żywnością (w jakiejkolwiek formie) to bardzo trudna sztuka. Bez pewnych dóbr techniki takich jak zamrażalka mało kto dałby radę. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy jak wielka musiałaby być kuchnia i ile osób winno w niej pracować by klient otrzymał wszystko idealnie świeże i w dodatku szybko. Żaden restaurator nie dźwignie takiego ciężaru. Nikt nie wie ile jeszcze porcji sprzeda danego wieczoru. Co ma uczynić, gdy się przeliczy? Obojętnie w którą stronę... Za mało towaru oznacza brak dania, czyli klęskę a zbyt wiele wymaga przechowania do jutra, czyli oszustwo klienta. Wczorajsze winno się nazwać wczorajsze a nie świeże. Ale tutaj po raz kolejny wkrada się formuła programu rozrywkowego a spektakularne wyrzucanie czegoś do kosza cieszy telewidzów. Nie skupiajmy się może na programach, bo zbytnie w nie zapatrzenie do dobrego nie prowadzi...

      Kompletnie nie jestem sobie w stanie wyobrazić pizzerii w której się stołowałaś. Podawali odgrzewane berety z marketu? Faktem jest, iż znałem przypadek, gdy firma tak robiła ale trwało to tydzień, może dwa. Dokładnie do momentu aż skończyli się nowi klienci, bo stałego nie zdobyli żadnego. To już jednak straszny przekręt i chwilowy na szczęście.

      Usuń
  4. Wiesz, restaurator wie, tak pi razy drzwi, jak już uda mu się utrzymac lokal przez okres minimum roku.
    Swego czasu bardzo chętnie jeździliśmy do takiego hotelu w okolicach Nowego Sącza.
    Była tam oczywiście restauracja, której szefowa miała pomysł na nią.
    Pierogi świeżo robione na życzenie klienta, barszczyk tylko na wywarze z buraków, jajka od własnych kur, twaróg i śmietana z własnego gospodarstwa, ziemniaki i buraki z własnego pola ( pole, żeby pod KRUS podejśc), buraki plewione, bo oni tez je jedli), mieso tylko od jednego lokalnego dostawcy, sprawdzonego.
    Ludzie przychodzili i jedli, bo to była prawdziwa kuchnia, rzetelna i uczciwa.
    Myśmy się zakochali w tym miejscu. Zaprzyjaźniliśmy się z włascicielami i personelem- stąd wiem, jak wygląda praca w kuchni, ponieważ mi szef tamtejszej kuchni pozwalał gotowac dla gości.
    Później właścicielom sie plany życiowe zmieniły, wiec lokal sprzedali, tylko personel został ten sam. I mój zaprzyjażniony szef kuchni mnie kiedyś zabrał do kuchni... I mi mówi: pamiętasz, jak kiedyś przed sylwestrem siedziałaś w kuchni 12 godzin i obierałaś warzywa? No to teraz mamy różne buteleczki i słoiki, a świezych buraków to nawet nie mamy. Jaki chcesz sos do sałaty? malinowy winegret- proszę mam w proszku, tak jakbym z tutejszych malin nie umiał zrobic.
    Obrotny przedstawiciel knorra po prostu wykonał plan sprzedaży w tamtejszym lokalu...
    Ja kiedyś tę serię dla gastronomii widziałam w makro...Wiesz, jakie to ciulstwo jest drogie? Taka litrowa buteleczka z jakimś winegretem kosztuje chyba z 40 zł. A to jakaś wielka filozofia, zrobic sos do sałaty? Bardzo czasochłonna? Ja bym wolała zapłacic za... no nie wiem, jakiś dobry lokalny ser dodany do sałaty, zamiast za gotowca.

    A z ta pizzą, to tylko przykład. Nie mówiłam o pizzerii, tylko o jakimś punkcie gastronomicznym, zresztą to dotyczy nie tylko pizzy, ale np gotowego sosu w proszku, rosołu, który jest rozpuszczoną kostką i kosztuje np 6 zł, barszczu, który jest gorącym kubkiem, a też kosztuje 6 zł. To jest zwykłe oszukaństwo.

    Co do programu KR - zgadzam się. Nawet wiadomości mają swój scenariusz, więc tym bardziej dlaczego nie miałby go miec program rozrywkowy?
    Mam pewne porówanie z innym programem sponsorowanym, ale chyba raczej nie mogę o tym pisac publicznie. W każdym razie Magda Gessler wychodzi bardzo na plus.

    Już nie będę mnożyc komentarzy, tutaj odpowiem na pierwszy...
    Pisałeś, że znudziły Ci się gotowce.
    Wygląda na to, że mamy bardzo podobne motywacje, bo mnie się też znudziło jedzenie czegoś, co ma identyczny smak. Ty ruszyłeś tyłek i zacząłes gotowac i ja też, choc sam piszesz, ze jesteś leniwy ;))) ( ja też jestem :) )
    Widocznie uznałeś, ze umiesz lepiej. Ja też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że żeby móc powiedziec " umiem gotowac" trzeba kilku rzeczy: rzetelnej, szkolnej wiedzy; pewnego obycia ze smakami, próbowania różnych rzeczy; wyobraźni ( i pewnie jeszcze kilku innych) Ja mam tylko to ostatnie, dlatego ja nie mówię, ze umiem gotowac, a jedynie lubię.
      Ale mówią, ze lepsze jest wrogiem dobrego. Więc jeśli znasz smak naprawdę dobrych rzeczy ( np dobrego pieczywa), to inne po prostu nie smakuje.
      Mnie przynajmniej nie smakuje. Nie smakuje mi gotowy sos, nie smakuje mi zurek w proszku ( tym bardziej, ze przecież żurek, to tylko kiszone zboże, chyba nie dostanę przepukliny, kiedy to zboże po prostu ukisze we własnym słoju?)
      Ja lubię prawdę. To też powód dla którego gotuję bez chemii.

      Usuń
    2. Ja też gotować nie umiem. Lubię to więc robię. Na tyle oczywiście, na ile mnie czas, miejsce i finanse pozwalają.

      Usuń
    3. No popatrz :)
      Znów mamy identyczną motywację :) Ja tez na tyle, na ile mi czas, miejsce i finanse pozwalają :)

      Usuń
  5. Aha
    Jeszcze mylisz pojęcia i mieszasz je razem.
    " zdrowe jedzenie" wcale nie równa się jedzeniu bez chemii. To dwa różne zbiory, które mają tylko jeden punkt wspólny: brak chemii. Zdrowe to: nisko węglowodanowe, z ograniczonymi tłuszczami zwięrzecymi ORAZ pozbawione chemii.
    Moja kuchnia zdrowa raczej nie jest. Uwielbiam masło, przepadam za smażonym boczkiem, bez makaronu i pieczywa bym nie wytrzymała. Nie jem słodyczy jednynie, bo nie przepadam- wolę smazony boczek, już nie mówiąc o pomidorach.

    " Ekologiczna zywnośc" to też jeszcze coś innego. Niekoniecznie oznacza " zdrową", bo to też wcale nie jest tożsame. Ziemniaki na przykład- mogą byc uprawiane bez chemii, ale niekoniecznie zdrowe ( np z masłem i smazonym boczkiem ;)))) Ekologiczna żywnośc oznacza pewien sposób produkcji i raczej nie masowy.
    Ekologiczna żywnośc ma tez tylko pewien wspólny zbiór ze "zdrowym gotowaniem"

    Wiesz, nastolatka, która się użala nad zabitym zwierzątkiem i w związku z tym, wpiernicza na wszystkie posiłki bułkę z serem i keczupem, z całą pewnością nie ma żadnego pojęcia, ani o wegetrianiźmie, ani o tych innych sprawach.
    To jest uleganie modzie i pewien rodzaj paranoi ( choc z obserwacji wynika mi, że ta moda i paranoja szybko przemija) W tym przypadku tez zgrabnie mieszasz wszystko w jednym worku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że mieszam i robię to z premedytacją...

      Usuń
  6. A po co?
    Teraz już wiesz, czemu mówiłam Anovi o ostrożności?

    O czym jest w takim razie ta notka?
    O braku konsekwencji? Na czym ten brak polega Twoim zdaniem? Na lizaniu dupy sponsorowi?
    O zdrowym jedzeniu?
    Na czym polega paranoja, przeciwko której tak dośc ostro występujesz? Chyba nie na tym, ze używam koncentratu pomidorowego....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O czym tekst traktuje, każdy sobie zinterpretuje...
      A mieszam po to, że nie lubię żadnego z tych stwierdzeń i w żadnym większego sensu nie widzę.

      Usuń
    2. Przyznaję, że jestem w kropce.
      Samych pojec nie lubisz, czy tego, co się za nazwą kryje?

      A moze jeszcze o coś innego chodzi? ( przyznaję, że mam pewien typ, ale tylko w formie hipotezy)

      Usuń
    3. Pojęcia same w sobie nigdy nie przeszkadzają a właśnie to, co się za nimi kryje. Zauważam rosnący pęd ku zdrowotności (i dobrze), który często jednak przybiera zbyt marketingową formę. Niekiedy również antymarketingową w zależności kto się nią posługuje i w jakim kontekście.

      Jeszcze a propos poprzednich pytań...
      Jeśli idzie o sponsorów, to niestety bez nich żyć obecnie się nie da. Stąd natłok reklam, których w żadnym razie nie potępiam. Tym bardziej, że sam korzystam.
      Zdrowe jedzenie jest pojęciem względnym i nie da się uogólnić a we współczesnym świecie często się to dzieje. Chcąc mieć własną optymalną dietę trza udać się do naprawdę dobrego dietetyka. Nie każdemu służy np. eliminacja tłuszczy zwierzęcych i nie każdy w równym stopniu trawi jakieś składniki.
      Do Twego koncentratu nic nie mam. Nie rozumiałem jego zastosowania, wyjaśniłaś, nadal nie rozumiem. Nie ważne. Ja jak stosuję pomidory to stosuję właśnie je a jak nie mam chwytam po koncentrat.
      Paranoja polega na przesadzie tak w jedną jak i drugą stronę ale o tym już było. Bardzo ładnie podsumowała to Ada.

      Usuń
    4. No i właśnie w tym się z Tobą nie zgadzam.
      Uważam ludzki organizm za doskonałe dzieło. Z całym wachlarzem różnych naturalnych samoregulatorów ( jeszcze...)
      Wiesz, że będąc na solnej pustyni ludzki organizm domaga się czosnku? ( czosnek obniża ciśnienie, które sól podnosi)
      Wiesz, ze kubki smakowe są doskonałymi receptorami? Nie od parady są cztery podstawowe smaki: słodki wykrywa węglowodany, które są źródłem energii, a na przykład gorzki ( najczęściej kojarzony jako "nieprzyjemny") wykrywa toksyny? Kiedy człowiek znajdował pozywienie samodzielnie to miało znaczenie, kiedy kupuje nadmierne ilości, kiedy nie korzysta z własnego rozumu- kubki smakowe przestają byc potrzebne...

      Widzę, ze całkowicie się nie zrozumieliśmy... Mam gdzieś mody, reklamy, marketing. Choc gdybym prowadziła program telewizyjny- pewnie nie miałabym gdzieś.

      Nie wiem, skąd Ci się wzięła refleksja na temat zdrowego jedzenia, ja o tym nie pisałam. Magda Gessler i zdrowe jedzenie? Przy tych ilosciach? Przy tych ilościach słodyczy? Nigdy nie słyszałam, zeby ona mówiła o "zdrowym" jedzeniu- mówiła o kuchniach regionalnych, nie dodawaniu chemicznych surogatów- ale o zdrowiu?

      Poczułeś się zaatakowany?
      Bo ja tak właśnie myślę, ze poczułeś bezradnośc przez tę cholerną kostkę rosołową, nasze notki ( moja i Iwony, a jeszcze bedzie notka Moni ;)), stąd to mieszanie pojęc, wrzucanie wszystkiego do jednego worka, troszkę mam wrażenie, że nie wiesz, z której strony ugryźc, tak jakbys stawał przed potęznym dysonansem poznawczym i musiał w jednej chwili przetwarzac sprzeczne informacje, z róznych, ale równoważnie ( dla Ciebie) wiarygodnych źródeł.

      Nie atakowałam. Wiem, że często moje słowa brzmią agresywnie, ale nie mam takiego zamierzenia. Wolę przekonywac, niż atakowac. Mam całkiem sporą wiedzę i też kiedyś z owym dysonansem poznawczym się zmagałam, z bezradnością też... Wiedza pomogła mi na jedno i na drugie.
      Bezradnośc z powodu " wszystko zatrute" ustąpiła miejsca wierze we własne siły, a wiara wynika z praktyki, która pokazuje, ze mogę, umiem, potrafię.
      Uważam identycznie, jak Ada. Nie da się zbawic świata, ale na pewne rzeczy ma się wpływ. A jedną z tych rzeczy jest to, że można świadomie zrezygnowac z pewnych rzeczy. Np z DODAWANIA chemii do swojego pokarmu.
      Warto ze swojej wolności po prostu korzystac. Oczywiście obowiązku nie ma ;), nawet nie ma ani obowiązku, ani potrzeby zajmowac stanowiska w tej sprawie ;)))
      Nie trzeba tego robic w aurze męczeństwa, można tak, jak ja ( i Iwona)- z pasją, entuzjazmem, ciekawością.
      To jest zaraźliwe :)))

      Usuń
    5. Refleksja na temat zdrowego jedzenia wzięła mnie się z głowy. Jaki ma związek, czy o tym pisałaś, czy nie? Uważasz się za inspirację do tego tekstu? Napisałem na podstawie wielu obserwacji, usłyszanych i przeczytanych wypowiedzi. Podobnie powstaje wiele tekstów tak u mnie jak u innych.
      Nie było konkretnie o zdrowiu w kontekście programu telewizyjnego.
      O kostce napisałem tylko i wyłącznie dlatego, że to świeży wpis. Nie musiałem się odwoływać do dalszej przeszłości, dodawać linków. Mnie nie przeszkadzają, takie komentarze jak ten od „jokam”. Po pierwsze dlatego, że nie jest dla mnie osobą anonimową a po drugie to sam się na niektóre wystawiam. Gdybym komentarzy chciał uniknąć to przyjąłbym inną, bardziej typową formę przedstawiania tego, co jadłem. Przykładowo zdjęcie gotowej potrawy i jakiś tam opis. Ponadto komentarze można wyłączyć, skasować...
      Bezradność, to można czuć będąc głodnym a nie mając co jeść.
      Nie napisałem też personalnie o uleganiu modzie, reklamie, marketingowi. Z wyjątkiem programu „Kuchenne rewolucje” ale akurat telewizja i reklama to jedność.

      Usuń
    6. Chyba Cię czyms uraziłam.
      Jeśli tak, to z całego serca przepraszam, bo nie miałam takiego zamiaru.
      Masz całkowitą rację, ze nikomu nic do cudzych garnków ( mnie też nic).
      Tylko ja bardzo lubię o tym gadac, a często nie ma z kim, bo bardzo dużo ludzi nie ma kompletnie pojecia, o tym co je, a nawet jeśli ma, to głównie z telewizji, z reklam, w których hamburger z dużej sieciówki jest "zdrowy" ponieważ zawiera w sobie jeden listek sałaty, albo kostka rosołowa jest "zdrowa" bo ma zredukowaną o 3/4 ilośc soli ( to akurat dobrze) i zredukowaną o 1/2 ilośc tłuszczu- bzdura totalna, bo po pierwsze to tłuszcz jest nośnikiem smaku, a poza tym cała kostka waży chyba 2 gramy, więc te pól grama oleju mniej nikogo nie odchudzi, ani nie zabije zresztą też. Dużo ludzi uważa, ze produkty light są "zdrowe", a to przecież są cząsteczki cholesterolu wprost do naczyń krwionośnych.
      Dużo ludzi uważa, ze kuchnia polska jest "zdrowa", "naturalna" i "ekologiczna"... I masa jeszcze innych bzdur ludzie o swoim jedzeniu mówią i myślą.

      Ty mi się wydałeś interesującym rozmówcą, z racji swojej samodzielności w gotowaniu, sporej wiedzy ( jednak potrzebującej chyba usystematyzowania ;))), oraz szerokich horyzontów myślowych. A najcenniejsze mi się wydaje to, że uzywasz rozumu do przetwarzania informacji, to jest najlepszy początek do rozmowy, jaki sobie można wyobrazic :)Ten sceptycyzm Twój, a nie bezkrytyczna wiara w to co widzisz, słyszysz i czytasz. Jak dla mnie to jest sygnał, że nawet jeśli Ty nie przekonasz mnie, ani ja Ciebie, to przynajmniej ciekawie sobie pogadamy :)

      Pozdrawiam serdecznie
      Aga


      Usuń
    7. Nie masz za co przepraszać, bo nie czuję się urażony. Niby czym? Też, tak jak Ty, lubię pogadać i chyba dlatego nawiązaliśmy konwersację(?)
      To: "Pozdrawiam serdecznie" to już se mogłaś podarować na końcu :P

      Usuń
    8. upsss...
      zapomniałam

      A właściwie dlaczego nie lubisz pozdrowień?

      Usuń
    9. Dlatego, że panuje gdzie nie gdzie taki trend w komentarzach. Miast skomentować post czy zdjęcie w galerii sypią niektórzy pozdrowieniami, życzeniami, miłymi dzionkami, ciumeczkami i innymi bzdurami. Wolę nie mieć komentarzy lub mieć jakieś dziwne ale świadczące o ludziach niż stertę słodyczy. Pozdrowienia pod konkretnym wpisem (na zakończenie) mnie raczej nie denerwują ale już rozsyłanie ich samych kojarzy mnie się z zaznaczaniem obecności, znaczeniem terenu. Lepiej zostawić to psom płci męskiej, one są świetne w obsikiwaniu co drugiego drzewa...

      Usuń
    10. No fakt.
      Mnie denerwują komentarze pod przepisem na przykład, w stylu " wygląda pysznie", choc często tak mam, że wylizuję ekran, bo naprawdę tak pysznie wygląda, hi. Np Twój quiche, dziś opublikowany :P
      Jeśc bym nie jadła chyba, bo mnie już dodatkowa powierzchnia erotyczna raczej niepotrzebna, ale com się zaśliniła, to moje :D :D :D

      Usuń
    11. "Wygląda pysznie" jest jeszcze spoko, na temat, ale "słonecznej soboty życzę" - jakby trochę mniej...

      Usuń