Razu pewnego kot Victor wylazł jak
zwykle przez okno i kręcił się po podwórku oraz trzech należących
do niego klatkach schodowych. Miał on również w zwyczaju wchodzić
sąsiadom do mieszkań. Problem pojawiał się jedynie w momencie,
gdy trzeba było wyjść z domu a jego nie było. Trzeba było
szukać, jednak sąsiedzi na szczęście zawsze informowali, że kot
jest u nich. Wtedy po prostu po niego szedłem i wracał do siebie.
Razu pewnego nie udało się Victora namierzyć. Wyszliśmy zatem,
udaliśmy się gdzieś tam i wróciliśmy. Jego nadal nie było. W
pewnym momencie przyszła sąsiadka z góry, która zawsze dużo do
niego mówiła. Poinformowała mnie, że kot jest zamknięty u
sąsiadki na drugim piętrze. Gdy udałem się pod drzwi i zawołałem
(po imieniu, bo na kici on nie reagował) faktycznie się odezwał.
Dziwne jednak było, że nikt nie otwierał. Wyszło na to, że
Victor jest tam sam. Od innej sąsiadki dowiedziałem się, że
właścicielka mieszkania w dniu jego zaginięcia najprawdopodobniej
wyjechała, ponieważ miała większy bagaż wychodząc. No tak...
Zapewne, gdy ona skupiała się się na owym bagażu, kot skupił się
na przeniknięciu do wnętrza mieszkania. Minęły dwa dni a kot
siedział "w więzieniu". Odwiedzając go przez drzwi
słyszałem coraz cichsze miau. Sytuacja była o tyle nieciekawa, że
nie wiadomo było na jak długo pani wyjechała i czy ma on tam co
pić. O jedzenie się nie martwiłem, bo był dość wypasiony zatem
zapasów miał na długo.
Tuż obok naszego wejścia do kamienicy
znajdował się komisariat policji. Sąsiadka mieszkała zresztą na drugim, nad nimi. Poszedłem zatem po radę.
Czy można przykładowo wezwać straż, by uwolnić kota przez okno?
Czy można otworzyć drzwi w asyście policji, coby nie było, że
włamanie? Co można w takiej sytuacji zrobić? Okazało się, że
raczej nic. Gdyby był tam człowiek to jak najbardziej ale z powodu
kota to raczej lipa. Wspomnę w tym miejscu, iż zaangażowanie
policjantów było naprawdę spore, orientowali się w sprawie
również u innych, nie poprzestali na własnym widzi mi się, co w
Polsce jest normą. Trudno, trzeba czekać. Nie zamierzałem jednak
zbyt długo. Zadzwoniłem do znajomego i umówiłem się z nim na
dzień następny. Postanowiłem wyciąć sąsiadce dziurę w drzwiach
i uwolnić kota. Dziurę jak najmniejszą, coby nie było podejrzenia
o włamanie. Znajomy miał przywieźć narzędzia. Następnego dnia,
przed południem Victor pojawił się na podwórku...
texte par Raphaël, photo: maps.google
Co za mrożąca krew w żyłach i tajemnicza opowieść, nie mogę się doczekać co będzie dalej.
OdpowiedzUsuń