Tom się wybrał dziś na grzyby.
Ostatnio poszło całkiem nieźle i powstały z nich dwa obiady plus
trochę suszu. Dziś miałem podobny plan. Podobny ponieważ z sosem
grzybowym raczej bym się wstrzymał, coby się za nim stęsknić
nieco. Na pewno miała powstać jajecznica i rozrosnąć się
kolekcja suszonych. Miejsce było upatrzone zatem wystarczyło z rana
potuptać i nazbierać. Łatwizna! Na początek wszedłem w krzaki
nieco wcześniej niż ostatnio. Teren okazał się jednak mało
urodzajny (czyt. wcale nieurodzajny) dlatego zrobiłem kółko, pętlę
i wbiłem się chaszcze ponownie, jednak tam, gdzie dni kilka temu.
Patrzę i patrzę i widzę... suszę. Nie żeby klęska jakaś, bo
trawy, mchy, paprocie zielone ale grzybów nie ma. Połaziłem wcale
nie krótko i nic. Do tego upał straszliwy powodował, że paputki
coraz to bliżej ściółki się przesuwały. Posmutniałem trochę,
ale tylko na chwilę. Przypomniało mnie się bowiem, że jak grzybów
nie ma to co innego zebrać można. Zrobiłem zatem kolejne kółko,
pętlę (dwa razy większe) i udałem się na miejsce wzrostu
Wrotycza . Urwałem kilka gałązek, by podsuszyć i postawić na
czas jakiś dla ozdoby.
Punkt drugi i ostatni planu „B”
stanowił zbiór Kocimiętki. Takoż uczyniłem, by po powrocie oba
zielska wysłać na suszenie. Do czego one jeszcze prócz wspomnianej
ozdoby? Nie czas tu i miejsce, bo o grzybach być miało. Tematu nie
pominę, opiszę przy okazji.
Wracając do kapeluszników, przypomina
mnie się komentarz pod „sosem z maślaków”, w którym Fil
wspomina o swej słabej spostrzegawczości i znajomości grzybów.
Pragnę w tym miejscu napisać, że mam bardzo podobnie. Znam jakieś
podstawowe gatunki a z ich odnajdywaniem nie ma wcale lekko. Do
tamtego sosu poszedł Maślak żółty zwany też modrzewiowym. W
jego przypadku sytuacja jest o tyle łatwa, że wygląda jak się
nazywa i rośnie podobnie. Modrzewiowy zagajnik może zatem zawierać
wśród swych płodów tego właśnie grzyba. Odnaleźć go o tyle
łatwo, że kolor ma dość wyraźny, więc nic nie stoi na
przeszkodzie, by jednak spróbować. Polecam.
texte et photo par Raphaël
Chyba za sucho jest na grzyby...
OdpowiedzUsuńA w ogóle to ja w żadne grzyby w lesie nie wierzę...To producenci grzybów się ustawiają na skraju lasu, a po lesie tylko jednego czy dwa rozrzucą na zachętę ;)))))
Ile razy szłam na grzyby, tak znajdował się co najwyżej jeden...
Mój tata jeździł czasem z zakładu pracy na grzyby, wracał kompletnie upojony, bez grzybów...
Jak jeszcze jeździłam po kraju, to często spotykałam się z taką praktyką: panowie, wracający z lewizny kupowali grzyby od wspomnianych producentów ;)
Tak, ze owszem wierzę w taką rozwrywkę społeczną, jak "grzybobranie", ale w grzyby w lesie rosnące nie wierzę ;)))
Wrotycz zbierałam do stroików, jak jeszcze robiłam stroiki... Wrotycz, nawłoc, liguster, głóg... Poza tym na łąkach i w lesie rośnie tyle dobrych rzeczy do jedzenia :))) Dzika róża, czarny bez, jarzębina, tarnina, jałowiec, jeżyny, maliny, poziomki...
Producentów niektórych dóbr też można na skrajach dróg spotkać...
UsuńDlaczego zatem wierzyć w jeżyny a w grzyby nie? Ja bardziej wierzę w grzyby, ponieważ właśnie ich w lesie więcej nazbierałem. A może ta nasza wiara zależy po prostu od konkretnych bożków zamieszkujących konkretne lasy? W sensie, od tego, który z nich na jakie płody stawia większy nacisk.
Z całą pewnością jest tak, jak piszesz :)
UsuńZe ja na to nie wpadłam wcześniej ...
W moim lesie mieszka po prostu bożek jeżynowo- różany ...