wtorek, 24 kwietnia 2012

Rower...

Rowerowanie należy niewątpliwie do mych ulubionych sportów (?) Broń ...że wyczynowo, gdyż wtedy się człowiek poci i nieciekawie pachnie. Zalecam zatem miłe, spokojne przejażdżki polegające na ciśnięciu raz jedną a raz drugą stopą. Zapewniam tym samym, iż do celu dotrzecie, nie spocicie się nadto, łydki wypięknieją, no i... te kobiety/mężczyźni, które/rzy obdarzą Was tym spojrzeniem... Warto było? Hmmmm... sam/a sobie odpowiedz...

Własnego sprzętu na chwilę obecną nie posiadam (od 19.02.2013 już tak). Mój ostatni pozostał gdzieś na terenie Francji (oczywiście wiem gdzie). Pierwszy rower jaki miałem, był jakimś dziwnym "pelikanem" (zabytkowy dosyć). Początkowo trzeba było cały czas ruszać nóżkami, gdyż pedały kręciły się równo z kołami. Później ojciec oddał do do speca, który zainstalował urządzenie o nazwie torpedo. Dzięki niemu mogłem zatrzymać nogi mimo, iż rower się toczył. To był szał! Ponadto mogłem hamować pedałami cisnąć je przeciwnie do kierunki napędzania. Przedtem musiałem po prostu stopniowo zwalniać. Jak z niego wyrosłem miałem do dyspozycji stary rower, nazywany w rodzinie "kufta". Jako gówniarz wstydziłem się go jednak. Stanowił przeżytek a mnie marzył się składak typu Wigry lub jeszcze lepiej Jubilat.
Z czasem, po latach "kufta" trafiła do innego właściciela, czego zasadniczo żałuję, bo obecnie dumnie bym deptał na takim zabytku. Później otrzymałem prezent w postaci "kolarzówki", którą przejechałem setki kilometrów. Następny, po dość sporej przerwie był "góral". Kupiłem go za jakieś grosze od znajomego i nim także sporo jeździłem. Wylądował nawet ze mną we Francji i był nieoceniony w tamtejszych korkach. Nic nie trwa wiecznie, zatem musiałem go wymienić na nieco nowszy model. Do chwili obecnej był on mym ostatnim. Teraz, od czasu do czasu jeżdżę sprzętem pożyczonym, którego zdjęcia są poniżej.
ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
texte et photo par Raphael

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz