wtorek, 10 kwietnia 2018

Warszawska drogówka - przebudzenie...

Jak ich prawie nie było, tak teraz wszędzie pełno. Zatrzymują samochody lizakiem, piszą mandaty za przejście na czerwonym, a nawet legitymowali mnie - arcykulturalnego rowerzystę (o czym pisałem tutaj >>).
Dlaczego tak się dzieje? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że gdyby francuski policjant przyniósł na fajrant kilka mandatów dla pieszych i bloczek z kontrolami rowerzystów, to by go z roboty wypierdolili. Bo co to znaczy? Że chłop się wybitnie w pracy nudzi i warto zredukować jego etat.

No ale... Jaki kraj, taka policja. Podobnie jak wynalazki w stylu starych dziadów zwanych strażą miejską. Ci też się objawili - oszaleli. Słyszałem w radio że w ostatnim miesiącu założyli więcej blokad, niż w całym 2017 roku. Albo wykasują Mietka, Krzycha i mnie po 50 złotych za to, że przysiedliśmy po pracy na ławce, by napić się kulturalnie piwa. Szarańcza...
 
Taka szarańcza co żre wszystko. Na przykład pietruszkę starszej pani, która ją na swoim ROD narwała i handluje na chodniku. Bez podatku? Bez ZUS? Bez pozwolenia i opłat? Jasne, dziadki ze straży miejskiej nie śpią i tępią takie babcie przez które nasz kraj chyli się ku upadkowi.
Jak staram się nie przeklinać, tak rzygać mi się chce, jak na nich wszystkich patrzę. Dla mnie to nieroby jakieś posrane!
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz