piątek, 20 kwietnia 2018

Świerszcz polny...

Spotkałem po raz pierwszy, gdy moja Dziewczyna karmiła nimi modliszki (o nich też napiszę). Śmieszne takie, małe, bardzo ruchawe - aż żal, by je jeść. No ale tak to działa w przyrodzie, że drapieżnik je inne stwory. Nieważne... byliśmy kiedyś w sklepie i tam były większe. Jak na poniższym foto. I tak fajnie cykały, że zapragnąłem.
No i mam ich kilka od jakiegoś czasu. No i fajne są. Początkowo żyły se w takim małym pudełku i chowały się w wytłoczce, która była ich jaskinią. Z czasem przeniosłem do większego, a ostatecznie...
 
... do akwarium.
Śmieszne są. Jak ich coś nawiedzi, to grają jak szalone. Całkiem jakbym na łące siedział. Co ciekawe, wcale nam to nie przeszkadza, nawet jak zawalają nockę. Są to takie przyjemne, naturalne dźwięki.
 
Jedyny mankament świerszczów jest taki, że płochliwe są. Przy odrobinie delikatności da się je jednak pogłaskać nawet. Z wyżywieniem nie ma żadnego problemu, bo jedzą tak jak ludzie i świnie - wszystko. Dedykowane im płatki białkowe, warzywa, owoce, ser, natki i zwłoki innego świerszcza, który zmarł. Fajne zwierzaki!
 
 
Świerszcze grają z miłości, a w przerwach kopią norki dla przyszłego potomstwa. Urodziło nam się zatem ostatnio całe mnóstwo maluchów o wielkości łebka szpilki. 
 
Więcej zdjęć na moim bukfejsie >> 
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz