środa, 25 czerwca 2014

Spotkanie z Andurem, cz.5...

Zacząłem pakować sprzęt na dwukołowiec i przyczepę. Wszelkie drobiazgi poszły do tylej skrzynki. Szczególnie te cięższe. Inne różności znalazły swe miejsce w torbach bocznych, które znalazłem swego czasu na wysypisku. Ponadto na wierzch założyć mogłem kosz, lecz tym razem z niego zrezygnowałem. Miałem przeca przyczepkę, którą zamierzałem w pełni wykorzystać. Generalnie chodziło mnie o to, by nie zabierać żadnego plecaka. Mieć jak najwięcej swobody.

Do przyczepy poszedł cały sprzęt kempingowy. Zostawiłem w niej również miejsce na prowiant. Z podziemnej skrytki wyjąłem kilka wek z przetworami zrobionymi w poszczególnych sezonach. Były tam grzyby, owoce i oczywiście mięsa. Mięso to podstawa. To, czego jeszcze mnie brakowało zamierzałem zakupić. Wsiadłem zatem na dwukołowiec i podjechałem do składu. Tam zaczął się problem, gdyż miejsca nie miałem już wiele, a kilku artykułów mnie brakło.

Najwięcej ważyła i miejsca zajmowała oczywiście woda. Nie wiedziałem przeca, gdzie się zatrzymam i czy będzie tam jakieś źródło zdatne do picia. Wprawdzie pozyskiwanie wody w warunkach terenowych nie stanowi dla mnie tematu tabu, jednak nie zawsze był na to czas. A czasu to wymaga. Prócz butelek nabyłem również coś do jedzenia na ciepło, nieco suszonego, zestaw przypraw i oczywiście pieczywo. 

Przygotowanie tego ostatniego w krzakach do łatwych nie należy. Nie znaczy oczywiście, że jest niemożliwe, jednak od dawna tego nie praktykowałem. Poza tym, nie wiedziałem nawet na jak długi czas się wybieram. Jeśli zajdzie potrzeba, to będę kombinował - taki miałem plan...
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz