czwartek, 6 marca 2014

Słitfocie w windzie...

Wszelakie słitfocie to już sztuka sama w sobie. A może "sztuka"? W sumie to czort wie. Tak czy inaczej, co chwilę popularność tego typu autoportretów przeżywa swe upadki i wzloty. Spotyka się z zachwytem i jest wyśmiewana.
Kiedy po raz pierwszy dokonałem na sobie tego prostego eksperymentu niestety nie pamiętam. Wiem natomiast, kiedy po raz pierwszy pokazałem takowe dzieło światu. Miało to miejsce dnia 6 sierpnia 2010 roku i stanowiło huczne uczczenie mojego tysięcznego zdjęcia w serwisie garnek.pl. Fotografia wygląda następująco:
Pod nią zamieściłem taki oto opis:


"Bardzo dłuuuugo myślałem, jak uczcić tysięczne zdjęcie... 
Miało to być coś specjalnego, nietuzinkowego, 
artystycznie wymownego, powalającego na kolana! 
W końcu mnie oświeciło...
Takiego zdjęcia jeszcze dotąd nie miałem w swej galerii 
a przecież jest ono kwintesencją fotograficznych doznań, uniesień, talentów. 
Autoportret lekko odgórny z wyciągniętej ręki. 
Już sama nazwa brzmi poetycko! 
Dedykuję go wszystkim moim wiernym fanom oraz przypadkowym telewidzom 
w nadziei, iż wspólnie osiągniemy jeszcze nie jeden tysiąc. 
Czego Wam i sobie życząc... rafalr 
P.S. Piosenkę* załączam krótką coby się żadna niewiasta nie ważyła zdążyć zakochać
P.S.2 Do zdjęcia się wykąpałem i założyłem czystą koszulkę (dołu i tak nie widać)"

Jak dla mnie czad. Po dziś dzień nie mogę się wygrzebać spod ciężaru doznań, jakie sobie wtedy zafundowałem. Oczywiście historia słitfotek sięga dużo dalej. Jak daleko, nie mam pojęcia i nie czuję się na siłach, by to tropić. Pewne jest, że taka forma autoprezentacji jest nadal żywa i ma się dobrze. Osobiście za niektórymi trendami nie nadążam. Nie dorobiłem się dotąd fotografii z dzióbkiem. Wiecie o co chodzi? Taki mega słit, który wykonuje się za pośrednictwem odpowiedniego ułożenia warg. Może kiedyś.

Póki co nie mam jednak wielkiego smutku, bo liczę, że kiedyś do tego dojrzeję i świat obiegną wspomniane zdjęcia. Mam natomiast ogromną radość. Od niedawna furorę robią słitfocie w windzie. Niektóre źródła twierdzą, że zaczęło się od pana Wolińskiego, który takowe upublicznił. Można je łatwo odnaleźć wpisując w Google "Woliński w windzie". A skąd ta moja radość? Otóż stąd, że znacznie wcześniej podjąłem się tego karkołomnego zadania. Ryzykując życie, bo przecież winda to swoista szklana pułapka, wykonałem 7 (słownie: siedem!) zdjęć i zamieściłem je w sieci. Miało to miejsce 3 października 2011 roku, czego dowód znajduje się tutaj. Dla wszystkich Szanownych Telewidzów, którzy nie lubią (i słusznie) opuszczać mojego bloga publikuję je poniżej.
 
 
 
Myślę, że każdy, kto ma choć minimalne poczucie estetyki zgodzi się ze mną, iż fotografie te robią ogromne wrażenie. Na mnie robią tym większe, gdyż ciągle mam w pamięci, jak wiele starań musiałem włożyć w to, by wyglądały tak fajnie, jak wyglądają. Nie dokonałem żadnej selekcji, nie zastosowałem w nich żadnej obróbki graficznej, nie było dubli, ani nawet przerw, a winda cały czas znajdowała się w biegu.

Na zakończenie mojego wywodu pragnę oficjalnie poinformować, że nie zamierzam nikogo pozwać o plagiat, naśladowanie, czy kradzież mego pomysłu. Ponadto w poważaniu mam ewentualne pretensje osób, które takową sztukę prezentowały wcześniej niż ja. Wiele osób zapomina, że to wszystko już było i wcale niczego nie tworzą, o czym też kiedyś napiszę.

*Piosenki nie pamiętam, a odnośnik do jutuby już nie działa.
texte et photo par Raphaël

4 komentarze:

  1. Hahahahah dobry pomysł. :D Czasami mam ochotę zrobić sobie taką słitfocię jak jadę do siostry, ale zanim wyciągnę aparat z torebki czy komórkę, jestem na 6 piętrze. :D Świetne fotki., gratulacje za poczucie humoru. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Windowa mina numer trzy jest the best ;-)) czyli Jesteś nie oficjalny pionier sweet foci w windzie ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, że wszystkie przyszły mnie z równą łatwością.
      Pionierem pewnie nie, lecz ciut szybszy od obecnego bumu na takie zdjęcia.

      Usuń