Dawno, dawno temu… Zaczyna się jak bajka, jednak nie była to
fikcja. Byłem ongiś współużytkownikiem Volkswagena Passata B3. Samochód ten już
wtedy był leciwy, gdyż pochodził z roku 1992.
VW napędzany był słabowitym silnikiem 1,9D o mocy 68
koni mechanicznych. Jednostka ta nie bardzo pasuje do tak dużego samochodu.
Krótko mówiąc, ma spore problemy z jego napędzaniem. W mniejszych modelach VW
sprawdzała się zapewne dużo lepiej. Rozpędzenie Passata do 100 km/h trwa po prostu wieki.
Auto osiągało prędkość maksymalną 160 km/h i z taką właśnie podróżowałem
autostradami.
Podróżowałem sporo, gdyż wraz ze zmiennikiem robiliśmy
minimum 12 tysięcy kilometrów miesięcznie. Tutaj automatycznie przychodzi temat
niezawodności. Z ręką na sercu można powiedzieć, że było dobrze. Wprawdzie ktoś
mnie kiedyś powiedział, że ciągle przy nim grzebiemy ale… Ten ktoś przez
dziesięć lat zrobił przebieg, jaki my wykonywaliśmy w niecałe pół roku. W
częstotliwości czasowej mogło to faktycznie wyglądać niezbyt korzystnie.
Niemniej Passat nie przeszedł żadnej poważnej naprawy. Najbardziej złożoną była
regeneracja wtrysków (o ile dobrze pamiętam). Z drugiej jednak strony samochód
miał na tyle prostą konstrukcję, że większość można było wykonać samemu, co
widać na zdjęciu powyżej.
Generalnie wspominam go bardzo pozytywnie. Przestronne
wnętrze i niezły komfort jazdy sprawdzały się podczas długich podróży.
Przyzwyczajenia wymagała dynamika, jednak po rozpędzeniu na autostradzie, nie
miało to już większego znaczenia. Gorzej było na polskich drogach, ponieważ
wyprzedzanie TIRów było niczym rosyjska ruletka. Osobiście unikałem tego
manewru. Najważniejsze jednak, że Passat zarobił dla nas dużo pieniążków i
choćby za to można było go kochać…
texte par Raphaël, photo: ami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz