Pamiętam, jak będąc gówniarzem
jechałem z ojcem daleko, bardzo daleko a konkretnie do Grecji. W
latach osiemdziesiątych to wiadomo jaką radia miały sprawność. Wyszukiwanie stacji szczególnie za granicą łatwe nie było a gdy już się jakąś znalazło, to po jakimś czasie uciekała. Ciężko miały głównie niezbyt zaawansowane sprzęty rodzimej produkcji montowane we
Fiatach 126p. Sytuację ratował odtwarzacz kaset magnetofonowych.
Pogarszał ją jednak fakt, że we fiatku, którym jechaliśmy znajdowała się jedna
możliwa do słuchania kaseta. Był to album Franka Kimono, czyli
muzycznej postaci, którą wykreował Piotr Fronczewski. Podczas
całej tej podróży słuchałem właśnie śpiewu Franka
przekładając tylko kasetę ze strony A na B i odwrotnie. Jedyne
przerwy były podczas snu i w chwilach, gdy ojciec miał już
serdecznie dość tego samego i potrzebował ciszy. Nie muszę chyba
wspominać, że wszystkie utwory znałem na pamięć. Ponad
dziewięćdziesiąt procent pamiętam po dziś dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz