niedziela, 24 grudnia 2017

Być kanarem w ZTM...

...tak, miałem jakiś czas temu tę przyjemność (?) Nie trwało to zbyt długo, ale dostatecznie, by poczuć klimat tej niełatwej i dość niewdzięcznej pracy. Pierwsze co się nasuwa będąc kanarem, to że jesteś gnojem. Mało... zwykłym chujem. A dlaczego? Do końca nie wiem, bo idąc do kina kupujesz bilet i przed wejściem ktoś go sprawdza. Tak samo do teatru, muzeum, na wystawę, gdziekolwiek. W każdej z tych i innych instytucji jest się nikim szczególnym, bo tylko się sprawdza bilety. W autobusie, tramwaju, pociągu - jest się kanarem. Oprawcą!
Dlaczego? Nie wiem. Nie zrozumiałem tego nigdy, bo nawet osoby posiadające bilety były wobec mnie często nieprzychylne. Bo to pewnie buc taki, kanar, który dybie na ludzi i żeruje na ich nieszczęściu. Nieszczęściu, którego nie mają nigdzie indziej niż w środkach transportu.

Żeby praca nie była zbyt łatwa i przyjemna, nad kontrolerem wisi kontrola-kontroli. Takie kanary, które sprawdzają pracę kanarów. Teoretycznie dobrze, bo bez tego mógłbym nadużywać "władzy". Potajemnie obserwują zatem dosłownie wszystko. Jak jestem ubrany, jak się zachowuję, jak wypełniam obowiązki i czy jestem we wszystko co trzeba wyposażony. Aż do przesady, bo po cholerę mi tramwaju kwitek służący do użytku wewnętrznego, który wypełniam na koniec dnia w biurze.

Miałem też niemiłą sytuację, gdy zatrzymałem człowieka w metrze. Okazał się być niepełnosprawny umysłowo. Nie miał biletu ani dokumentów. Kanar kanarów uparł się oczywiście przy wezwaniu policji w celu ustalenia tożsamości. Paranoja totalna! Człowiek przerażony, bo chyba sam nie wiedział do końca jak i dlaczego znalazł się pod ziemią, a ja wzywam policję. Wypisałem mu w końcu ten mandat, co bezsensem było, gdyż zapewne i tak miał darmowe przejazdy. Powiem Wam, że gdybym tego mojego zwierzchnika spotkał po czasie, to bym mu za ten numer ryj rozwalił.

Nie byłem stricte pracownikiem ZTM, tylko podwykonawcy. Zwał się Cursor S.A. To jeszcze bardziej pogarszało sytuację, bo:
- przez "starych ZTM-owców" nie czułem się traktowany na równi,
- zarabiałem mniej kasy i miałem sporo niższe premie,
- miałem poczucie niższego zaufania firmy wobec nas, podwykonawców,
- miałem poczucie wyższych wymagań firmy wobec nas, podwykonawców,
- i kilka innych drobiazgów jeszcze...

Ogólnie jednak, czułem się lepiej traktowany przez warszawski ZTM, niż firmę Cursor. Ta druga, na przykład, miała dużo bardziej rozbudowany system kar, niż premii. Ponadto kary mogły się rozchodzić na innych, czyli obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa. Polegało to na tym, że jeśli miałem 100 premii (przykładowa kwota), z zgarnąłem kar za 500, to odejmowali mi moje 100, a pozostałe 400 rozkładali na resztę pracowników. Zupełnie tak, jakby szukać kasy dla Cursora w kieszeniach pracowników.

Osobny tekst mógłbym napisać o pani Joannie, która była naszym bezpośrednim zwierzchnikiem. Jak chciałem się czegoś dowiedzieć, to łatwiej mi się było zabić własną piętą. Miała jednak na tyle wolnego czasu, by pisać mailowe elaboraty i wysyłać je nam niemal codziennie. Reklamowy spam jest przy tym niczym! Być może nasze kary szły na jej premie za ilość wklepanych liter (?)

Ludzie, to też ciekawy temat. Jak zawsze i wszędzie. Byli tacy, którzy mieli serce i cechowali się empatią. Na drugim biegunie odnajdywałem totalnych oszołomów, służbistów, wręcz chujów. Przykładowo, koleś który zatrudnia się jako kanar, by poczuć władzę... Rozumiesz to, Szanowny Telewidzu? Ja nie bardzo i gdybym tego konkretnego jegomościa spotkał teraz w trakcie wykonywania jego pracy, to pewnie brakło by mu wypłaty na nowe uzębienie.

Jak sami widzicie praca była super. Dlaczego zatem się w niej nie utrzymałem? Przeważył czynnik ludzki, czyli ja sam. A właściwie mój organizm, który odmówił posłuszeństwa. Jak wszyscy regularnie odwiedzający mojego bloga i osoby znające mnie osobiście wiedzą - mam problemy natury psychicznej. Musiałem się przez to hospitalizować, a że miałem zbyt długi okres zwolnienia lekarskiego na okresie próbnym, to zwyczajnie nie przedłużyli mi umowy. Proste? Oczywiście! Zatrudnia się tylko najsilniejsze osobniki. Tak to w naturze działa od tysięcy lat.

Na koniec napiszę tak: gdy nie przedłużyli mi umowy, to czułem się jakbym młotem w łeb dostał. Część przebytej hospitalizacji poszła się zwyczajnie bujać i musiałem startować od zera. Mam na myśli zdrowie, nie pieniądze. Dzisiaj, z perspektywy czasu, nie żałuję. To nie była praca, ani firma (Cursor S.A.) dla mnie.

Gdybym w chwili obecnej nie miał dochodu i mógł pracować jako kanar, to? Owszem, lecz tylko bezpośrednio. Podwykonawcom dziękuję, a Cursor'owi w szczególności. Co miesiąc płacili kary za niedobór personelu. Na każdej zmianie było za mało ludzi. Dlaczego? Nie wiem, ale myślę, że wystarczyłoby normalnie traktować ludzi. Wilk byłby syty i owca cała...

Z pozdrowieniami (naprawdę szczerymi, bo wiem jaka to trudna praca) dla kanarów - Rafał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz