Ogólnopolski Turniej Petanque w Ciechocinku...
Na rozgrywki w Ciechocinku kolega Stefan zapraszał mnie już nieraz. Nigdy jednak się nie zdecydowałem, gdyż mieszkając na południu Polski miałem ciut za daleko. W tym roku jednak, zdecydowałem się wreszcie odwiedzić podnóże tężni i zagrać tam w najfajniejszą grę pod słońcem. Do dubletu zaprosiłem Iwonę, którą cenię za wolę walki, zapał i to, że lubi współpracę. Bez niej jak wiadomo, dobrej drużyny stworzyć się nie da.
W sobotę 18-tego stawiliśmy się zatem na miejscu jako pierwsza grająca para. Wyprzedził nas jedynie sam organizator. Rozejrzeliśmy się po okolicy, sprawdziliśmy teren zmagań i czekaliśmy na resztę. Pojawiali się kolejno, a wszyscy w świetnych humorach. Powitania, rozgrzewki i inna gadka-szmatka, aż nastała ta chwila i turniej się rozpoczął. Pierwszy mecz okazał się dla nas nie za bardzo udany. Ulegliśmy ekipie z Chojnic 2 do 13, ale w moim odczuciu super łatwo nie mieli. Ostatecznie to właśnie oni zajęli pierwsze miejsce.
Później było już lepiej i zaczęliśmy wygrywać. Było tak do rundy piątej, gdy natrafiliśmy na małżeństwo z Gdańska. Prywatnie przemili ludzie, a zlali nas do zera. W zasadzie to nic dziwnego, bo po dzień dzisiejszy nie mam zielonego pojęcia, co w tym meczu robiliśmy. Za koleżankę Iwonę oczywiście się nie wypowiem, ale moje rozkojarzenie sięgało zenitu. Do tego z każdym traconym punktem wzrastały szkodliwe emocje. Jakiś czas po meczu wróciłem do psychicznej równowagi i pozostałe mecze znów zwyciężyliśmy.
Udało nam się pokonać nawet zdobywców drugiego miejsca, ale mimo tego na podium nie weszliśmy. Trzecie zajęli Gdańszczanie spychając nas na czwarte. Dla wielu to najgorsza pozycja, lecz Stefan nas zaskoczył i właśnie dla takich pechowców także przygotował nagrodę. Przyznam, że drewniany medal bardzo mnie się podoba i z radością go umieszczę wśród innych pamiątek.
Upominków notabene było jeszcze sporo i tylko dwie drużyny się na nic nie załapały. Nie to jednak najważniejsze, a sama idea imprezy i atmosfera radości, jaką wspólnie stworzyliśmy. Wracaliśmy szczęśliwi i gdyby nie drobny wypadek, który okazał się niegroźny w skutkach, byłbym wniebowzięty. Dzięki za świetną imprezę, po której poważnie rozważę powrót do Ciechocinka na turniej wieczorny.
Więcej zdjęć na moim bukfejsowym profilu pt. w bule gram
texte par Raphaël
photo: Karolina et moi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz