poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Przemyślenia dotyczące pobiedziskiej petanki...

Część poniedziałkowego dnia przeznaczyliśmy z Rafałem na trening petanque. Jako boisko do naszych zmagań wybraliśmy tym razem ulicę. Trudny to teren i raczej niespotykany na boiskach. Bardzo twarde się zdarzają, ale z dziurami i koleinami, już raczej nie. W efekcie, zależnie od tego gdzie wylądowała świnka, mieliśmy często albo spory rozstrzał, albo kumulację w dziurze.
 
Ciekawe doświadczenie, w którym trzeba było szczególną uwagę zwrócić na planowanie. Próby przewidzenia toru jaki pokonają bule okazywały się jednak często nietrafne. Nie zmienia to jednak faktu, że fajnie się bawiliśmy. Jedyne czego mnie w tym wszystkim zabrakło, to jak zwykle w Pobiedziskach - frekwencji.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że Boules Pobiedziska istnieją tylko w mej głowie i ewentualnie na koszulkach. Zasadniczo oprócz nas dwóch, chęci do gry opuściły wszystkich. Czasami zdarzy się jakiś cudowny przebłysk, lecz to zdecydowanie zbyt mało, by ta dyscyplina miała u nas szanse rozwoju. Może lepiej się stało, że klub nie został zawiązany oficjalnie?
 
Mało tego, ciągle w tym samym, dwuosobowym składzie, nie chce mnie się zbyt często trenować. Nie jest to rozwojowe ni ciekawe po prostu. Gdybym miał ambicje sportowe, to pewnie bym się załamał. Ja jednak płakać oczywiście nie będę i ma miłość do petanque nie przeminie. Zamierzam grać, gdy będę miał ochotę i jeździć tam, gdzie czas i finanse mnie na to pozwolą.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz