wtorek, 19 sierpnia 2014

V Intermarche Luboń Cup...

Od samego przebudzenia w niedzielę (no, może dopiero po kawie) miałem dziwny apetyt na zwycięstwa. Więcej i więcej, tak się czułem jadąc piąty, luboński turniej oraz w momencie, gdy on się zaczynał. Nie mam pojęcia skąd mnie się to wzięło, bo generalnie jestem spragniony głównie dobrej zabawy. Doszedłem jednak do wniosku, że pewnie jest to przeczucie. Taki dobry znak. Pomyliłem się...
Wraz z Rafałem w pierwszym meczu spotkaliśmy się z drużyną Gepardów ze Śremu. Ponoć dobrzy są, ale nigdy wcześniej nie miałem okazji, by się o tym przekonać. W pojedynku z nami faktycznie zwyciężyli (12:3), a w sumie zajęli drugie miejsce. Jedna porażka o niczym jednak nie przesądza zatem ochoczo wkroczyliśmy w rundę drugą, w której przyszło nam się zmierzyć z duetem Yes or No. Nie dalej jak godzinę wcześniej mówiłem do mego kolegi z drużyny, że mam ochotę ich dziś spotkać i zwyciężyć. Na ochocie się skończyło, ponieważ chłopaki złoili nas do zera! Cały ten pojedynek był jednym z najgorszych jakie kiedykolwiek zagrałem. 

Apetyt na sukces miałem już mocno wystudzony, ale radość z zabawy nie ucierpiała ani trochę. W trzeciej rundzie udało nam się w końcu zwyciężyć. Podobnie było w czwartej. Z drużynami EMCE i Łojciec i syn wygraliśmy 13 do 3. Radość z gry jeszcze bardziej nam się podniosła. Wtedy usłyszałem, że piąta runda czeka nas w towarzystwie drużyny JK Team. Miałem już nieraz przyjemność z nimi zagrać i wiem, że to ciężki orzech do zgryzienia. Wprawdzie powoli, jednak szło nam nieźle i w pewnym momencie prowadziliśmy już 10 do 5. Nie wiem co się stało, ale kolejne rozegranie mieliśmy tak tragiczne, że Kasia z Jackiem zremisowali, zdobywając dzielące nas pięć punktów. Później dołożyli kolejne dwa plus jeden i zwyciężyli.


W tym właśnie momencie nadzieja na cztery zwycięstwa i miejsce w pierwszej dziesiątce odeszły w zapomnienie. Na pocieszenie pozostało nam zwycięstwo w rundzie szóstej. Pokonaliśmy AUMO 13 do 1 i tym samym zakończyliśmy turniej z bilansem trzech zwycięstw i tyluż porażek. Zapewniło nam to miejsce jedenaste na dwadzieścia jeden startujących drużyn. 

... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ...
Podsumowując:
- niezmiennie daleko od podium,
- niezmiennie świetnie się bawiłem i nawet, gdybym lądował jeszcze dalej, to i tak bym tam jeździł,
- smaczna kiełbasa była,
- wylosowałem nagrodę dodatkową,
- pogoda jak dla mnie idealna,
- choćbym chciał, to nie zauważam minusów...

Zdjęcia od organizatora, Lubońskiej Petanki, obejrzeć można tutaj >> 
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz