Jedną z atrakcji były mini warsztaty rękodzieła, które w ramach wolontariatu prowadziły Karolina z Nitkowego Świata i Lidia z CaNiSa.
Oprócz tego, że znam z widzenia (?) obie panie i kilka innych osób, bardzo lubię tego typu inicjatywy. Postanowiłem zatem wsiąść na Osiołka i odwiedzić tę imprezę. Nie do końca się jednak udało, gdyż kolega Rafał zaproponował, by pojechać autem i zwyciężyło wygodnictwo. Tak, czy inaczej dotarłem na miejsce i zasadniczo od razu poczułem się jak u siebie. Po pierwsze dzięki miejscu wśród krzaków i obok jeziora, czyli coś co uwielbiam. Po drugie dzięki ludziom, którzy tworzą fajną, niemal rodzinną atmosferę. Po prostu: przybywasz, jesteś, uczestniczysz, pijesz kawę, jesz ciasto, a gdy potrzeba nastrugać patyków do kiełbasy z ognista, to idziesz i działasz.
Luz, radocha i integracja, a wszystko w słusznej sprawie. Na wspomnianych półkoloniach było naprawdę wiele zajęć: rehabilitacja ruchowa, masaże i logopedia dla niepełnosprawnych. Dla wszystkich uczestników, arteterapia z p. Karoliną, biblioterapia z p. Basią i dogoterapia z p. Beatą i jej psem Lusią oraz fotografowanie z p. Kasią. Ponadto maskotkowe szaleństwo z Wyspą Moich Snów, spotkania z leśnikami, wyjazd do Muzeum Rolnictwa w Szreniawie, arteterapia z p. Grażyną i w sumie, nie wiem co jeszcze...
Tylko dzisiaj odbyły się zabawy muzyczne, z mydlanymi bańkami, malowanie twarzy, wystawa prac uczestników oraz fotografii. Była też msza polowa i w końcu ognisko z kiełbachami, w którym już jednak nie uczestniczyłem. Niesamowite w tym wszystkim jest to, jak wiele się dzieje w kwestii pomocy innym oraz jak wiele osób w tym uczestniczy czerpiąc z tego radość. Co najważniejsze, nie potrzeba wcale tworzyć wielkich rzeczy. Bardzo często wystarczy sama obecność lub pomoc w drobnych sprawach...
texte par Raphaël
photo: Nitkowy Świat et Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz