Do rzeczy jednak. Przesłuchałem, lecz niczego szczególnego się nie doszukałem. Jak dla mnie jest to zbiór jakiś tam opowiastek przeplatanych historiami z oddziału odwykowego. Być może, gdyby autor skupił się na jednym lub drugim, to udałoby mnie się zrozumieć sens całości. Forma w jaki napisana jest książka powoduje, że za każdym razem, gdy zaczynałem się wciągać w temat następował przeskok czasoprzestrzenny.
Być może jestem zbyt głupi, by to zrozumieć ale naprawdę nie wiem, w jakim celu ta książka powstała. Ostatni raz takie uczucie miałem na wystawie malarstwa Olgi Ząbroń. Nie wszystko jednak muszę rozumieć. Wracając do lektury, historie z życia narratora mało mnie zainteresowały, natomiast te z pobytu na oddziale wręcz nudziły. Nie znalazłem w nich niczego nowego. Niektóre są skrótowo wyszarpnięte z kontekstu, nad innymi natomiast autor rozwodzi się aż nadto.
Odnalazłem tam także momenty, które irytowały, gdyż łączenie w jedno oddziałów leczenia uzależnień i detoksykacji nie ma żadnego sensu. Są to dwie zupełnie inne bajki. Chyba, że właśnie taki był zamysł, iż człowiekowi startującemu z detoksu i kończącemu jednym cięgiem terapię wszystko na końcu się zlewa. Osobiście jednak w to nie wierzę. Na zakończenie dodam, że podczas słuchania lektury byłem w stu procentach trzeźwy i trwało to już ładnych kilka tygodni...
"Pod Mocnym Aniołem"
Jerzy Plich
czyta: Leszek Teleszyński
texte par Raphaël, photo: l'internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz