niedziela, 23 marca 2014

Morsów moczenie i Marzanny topienie...

Chwilę przed godziną dziesiątą, nad jeziorem Biezdruchowo zaczęły zjawiać się osoby pragnące zamknąć sezon morsowania, pożegnać zimę i powitać wiosnę. Mnie nieco wcześniej, na dobry początek, wykiwał pociąg, który w weekendy nie jeździ. Tym samym zafundowałem sobie rozgrzewkę w postaci 45-minutowego marszu. Nawet, gdyby mnie się nie chciało, to i tak musiałem tam pójść. Musiałem przecież na własne oczy sprawdzić, w jaki sposób powstają fotomontaże zamieszczane później na bukfejsie Fundacji Scena Pobiedziska.
Zatem widziałem i zapewniam Was, Szanowni Telewidzowie, że oni robią to naprawdę. Rozbierają się, wchodzą do wody i sprawia im to przyjemność. W dniu dzisiejszym chyba ciut mniejszą, bo niektórzy narzekali, że ciepło, że to już nie to samo. Poważnie. Jedno zdanie szczególnie mnie utkwiło: "fajnie było wtedy, gdy tak włosy zamarzały". Osobiście do zmarzlaków nie należę, ale nie zdecydowałem się nawet stopy zmoczyć. Raczej się tą pasją nie zarażę. Niechaj korzystają z niej ci, dla których jest to frajda, a mnie wystarczy jak popatrzę.
... ...
... ...
Przy okazji zaobserwowałem, że całkiem interesująco wygląda skóra morsów. Pojawia się na nich wyraźna granica zanurzenia. Naturalny kolor, pod taflą staje się czerwony i zachowuje tą barwę jeszcze przez jakiś czas od wyjścia z wody. Bardzo ciekawe zjawisko, nie wiedziałem, że tak się dzieje. 

Przez cały czas naszego spotkania pielęgnowaliśmy przybrzeżne ognisko. Po kąpieli morsów, gdy się wysuszyli i ubrali, przystąpiliśmy do wspólnej strawy. Składała się ona z tego, co kto miał, czyli w większości z różnych kiełbas, ale także serów i pieczywa. Co ciekawe, sery były wyrobem własnym jednego z kolegów. Skosztowałem i przyznaję, że bardzo zainteresował mnie ich smak. O szczegóły nie pytałem, gdyż być może jest to jakaś sekretna receptura. Wiem jednak, że sam proces nie trwa długo, tj. nie wymaga dojrzewania. 

... ... ...
Po jedzeniu w planach było spalenie i utopienie Marzanny. Była piękna dlatego dyskretnie chciałem jej przedłużyć żywot, przedłużając pieczenie mojej kiełbasy. Niestety większość była za jej uśmierceniem zatem przyszedł czas na to, że stanęła w płomieniach. Chwilę później z pomocą Jacka znalazła się na pomoście, przez moment "pozowała" do zdjęć, po czym komisyjnie została utopiona. Wszystkich, którzy obawiają się o środowisko mogę uspokoić. Była wykonana tylko z naturalnych elementów, zatem nic sztucznego w wodach jeziora po niej nie zostanie.
... ... 
  ... ...
Ogólnie spotkanie przebiegło w bardzo sympatycznej atmosferze. Dorośli rozmawiali, dzieci się bawiły, psy spacerowały. Pogoda mimo zachmurzenia również dopisała. Nieco więcej spadających kropel pojawiło się dopiero podczas mego marszu powrotnego. Skłamałbym jednak twierdząc, że zmokłem. Około południa ugasiliśmy resztki ognia wodą jeziorną, przetransportowaną w specjalnej reklamówce przeciwpożarowej i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę.
texte par Raphaël, photo: PG
Więcej zdjęć na stronie Fundacji >> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz