Z racji tego, że nigdy wcześniej nie jechałem drogą, którą sobie wytyczyłem nie byłem w stanie przewidzieć jak ona naprawdę wygląda. Gdy zbliżałem się do tytułowego miejsca wiedziałem już, że plany ulegną zmianie. Nie chodziło w tym przypadku o odległość, złą jakość drogi czy coś w tym stylu. Zdałem sobie po prostu sprawę z tego, że musiałbym wracać po zmierzchu. Ciemności się wprawdzie nie boję, jednak moje oświetlenie nie nadaje się do dłuższych wypraw nocą po lesie. A właśnie przez krzaki przebiegała spora część trasy. Postanowiłem jednak pozwiedzać okolicę.
Pierwsza ciekawostka, na jaką się natknąłem, a której się nie spodziewałem była stadnina koni. Zrobiłem sobie zatem przerwę, by popatrzeć na młodzież ćwiczącą jeździectwo. Wszedłem również na teren, odwiedzając tym samym resztę rumaków. Niektóre były naprawdę piękne.
Jadąc dalej dotarłem do bardziej już znanych terenów. Nim dotrze się do lotniska, po lewo rozciąga się spory teren na którym wiele osób odnajduje odpoczynek, a w słoneczne dni oddaje się opalaniu. Nieco dalej znajduje się urocza, drewniana chatka, w której kiedyś była knajpa. Niestety już nieczynna. Po kolejnych dwustu metrach znalazłem się przy Leśnictwie Muchowiec. Rozejrzałem się, poczytałem, podumałem i pojechałem dalej.
Wykorzystałem do tego gładką jak stół ścieżkę. Środkowa jej część przeznaczona jest dla ruchu pieszego i rowerowego, natomiast zewnętrzne to pasy dla rolkarzy. Trasa ta prowadzi od ul. Francuskiej po Dolinę Trzech Stawów. Fajna sprawa. Wokół mnóstwo zieleni, mniejsze i większe akweny, rabaty z kwiatami, miejsca do odpoczynku. Bardzo pozytywny klimat na spacery, sport i relaks.
W między czasie zrobiłem postój, na którym zaspokoiłem głód i pragnienie. Posiedziałem na ławce, zrobiłem kilka zdjęć kwiatów i zapoznałem się z rudą seterką. Jeśli chodzi o kwiaty, to z jednych (Szpilki Kleopatry) pobrałem sobie trochę nasion. Następnie powoli udałem się w drogę powrotną, która przebiegać miała jednak inną trasą. Po drodze zatrzymałem się jeszcze, by pogadać z żubrem i popatrzeć na wyczyny jeżdżących na rolkach.
Ostatnim, najmniej malowniczym punktem wycieczki był jakiś opuszczony zakład. Nie zatrzymałem się jednak na długo i wąską ścieżką wzdłuż Pszczyńskiej powróciłem na Giszowiec.
Tak właśnie na spokojnym pedałowaniu minęła mnie część dnia, podczas której pokonałem dystans 21 kilometrów i 401 metrów.
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz