Tytuł mylny, ponieważ sam się nie naprawił...
Z trwającego ponad sześć lat związku
mego z Lumix'em narodziło się do dnia dzisiejszego ponad 420
tysięcy zdjęć. Jak wspominałem w tekście pt. „aparat mnie się
zepsuł”, aparat mnie się zepsuł i przez pewien czas go nie
miałem. Rozkręciłem go kiedyś ale wszystko w środku jest tak
delikatne i upchane, że nie odważyłem się paluchów tak pchać.
Zamknąłem i czekałem cierpliwie na moment, aż znajdzie się
trochę grosza, by go do specjalisty oddać. Moment w końcu nadszedł
i Lumix pojechał do lekarza. Wstępna diagnoza wykazała, że jego
wnętrzności zanieczyszczone są ogromną ilością piasku i brudu.
Przez te wszystkie tysiące zdjąć, otwieranie i zamykanie obiektywu
nagromadziło się sporo śmieci w środku. Pan doktor rozebrał
pacjenta na części, wyczyścił i zakonserwował.
Nie wiem w czym tkwi sekret ale chyba w
tej etykietce na dole:
Lumix działa i działa a ja już go
mianem zabytku nazywam. Niektórzy się śmieją z tego. Może
słusznie a może nie ale to zależy jak na sprawę spojrzeć. Jeśli
pod kątem prędkości rozwoju techniki to mój aparat zapewne
dziadkiem już jest. Jeśli pod kątem prędkości upływającego
czasu, to on nowy. Jeśli pod kątem tego, co razem widzieliśmy i on
uwiecznił, to ma o czym opowiadać. Tak czy inaczej działa i ma się
dobrze a ja mogę wreszcie zrezygnować ze sprzętów
zastępczych/pożyczonych za które ludziom dobrego serca serdecznie
dziękuję...
No i super:):)
OdpowiedzUsuń