sobota, 7 lipca 2012

O walce Belgora...


W swym kręgu Belgor był doprawdy znanym wojownikiem. Poza nim, mało kto o nim słyszał. Miało to oczywiście swoje wady i zalety. Podstawową zaletą była anonimowość, przydatna podczas niejednego starcia. Nie był osobą zbyt popularną dlatego też potencjalni wrogowie nie wiedzieli czego się po nim spodziewać. Zasłyszane tu i ówdzie opinie dotyczące jego stylu nie gwarantowały nikomu przewagi. Jemu gwarantowały natomiast brak nudy, gdyż przyciągały niejednego śmiałka. 


Jednym z nich był człowiek pragnący za wszelką cenę zniszczyć Belgora, udowodnić ludziom nie tyle swoją wyższość co poniżyć przeciwnika. Nasz bohater nie ulegający zazwyczaj emocjom, wielce zniesmaczył się planem osiłka z daleka. Człowiek ów rozpowiedział wszem i wobec, iz upokorzy Belgora i to w sposób, który zapamietany zostanie na wieki. Belgor podjął oczywiście wyzwanie, choć postanowił zrobić to w sposób dość nietypowy. Postawił przeciwnikowi i sobie po jednym warunku. Jemu taki, by podwoił ilość denarów a sobie, że pokona go za pomocą jednego tylko ciosu. Warunkiem zwycięstwa było od tej pory nie tylko samo zwycięstwo lecz sposób jego osiągnięcia. Przysługiwał mu jeden cios... Jeden jedyny, który musiał wykorzystać w stu procentach. W przypadku, gdyby był on zbyt mało skuteczny, słaby lub niezbyt celny szala zwycięstwa automatycznie z łoskotem przechylała się na stronę nieznajomego kończąc tym samym potyczkę. Przeciwnik z chęcią przystał na warunki, które były dla niego niezwykle kożystne. Jeden błąd Belgora gwarantował mu zwycięstwo, sławę, spełnienie planu o jego detronizacji na własnym terenie oraz niezłą ilość złota. 


Rozpoczął się pojedynek. Najbardziej nietypowy w jakim Belgor kiedykolwiek uczesniczył. Dość szybko zaczął żałować postawionych przez siebie warunków. Po cóż to uczynił? Sam chyba do końca nie wiedział. Mógł przecież wygrać jak zwykle, spokojem, taktyką i oczywiście brutalnym finałem. W tym przypadku widowisko sprowadzało się do unikania zadawania ciosów i przyjmowania ich ze strony przeciwnika. Okazał się on całkiem sprawnym wojownikiem o nie małej tężyźnie fizycznej. Sytuacja stawała się nieciekawa a Belgor znajdował się w niezłych tarapatach. Kolejne razy odczuwalne były coraz bardziej a możliwość zwycięstwa oddalała się....




Z pomocą przyszła mu pycha przeciwnika, który poczuł już smak zwycięstwa i zaczął zatracać swą czujność. To właśnie postanowił wykorzystać Belgor i to czem prędzej, gdyż sił mu bynajmniej nie przybywało. Nie musnął nawet przeciwnika a sam wyglądał już niezbyt korzystnie. Wtem nadarzyła się sposobność... Na sekundę odwrócony wzrok, postawa nie gwarantująca idealnej stabilności, dezorientujący "niby cios" w korpus a w efekcie miażdżąco silne kopnięcie w dolną partię nóg przeważyły szalę. Stopy nieznajomego powędrowały zgodnie w prawo. Tym samym jedyna podpora ciała znalazła się gdzieś zbyt daleko, by umożliwić zachowanie pozycji pionowej. Przeciwnik runął całym ciężarem w bok a głowa jego spoczęła na pniaku. Belgor już wiedział, iż doskonale obliczył odległość. Ów pniak stanowił bowiem narzędzie gwarantujące dobicie wroga, narzędzie, ktore miało przypieczętować wynik pojedynku. Efekt był piorunujący, śmiałek nie kiwnął już bowiem palcem. Pozostało wezwać medykow, wziąć wygraną i oddalić się w świadomości, iż zbytnia pewność siebie bywa zgubna. Na szczęście nie dla niego... Belgor poraz kolejny odszedł z tarczą.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz