I odbyło się... Kolejne granie
kulanie, czyli petanque przy Spodku. Na początek mieliśmy jednak
nieco pracy fizycznej, ponieważ po rozgrywkach w środę padł
wniosek o uskromnienie nawierzchni bulodromu. Podłoże z powodu
nadmiaru grysu było miękkie i kule siadały tuż przy kontakcie z
nawierzchnią. Dla osób puentujących nie było to może aż tak
uciążliwe, gdyż celny rzut zapewniał niemal zawsze sukces. Gorzej
mieli jednak strzelcy, którzy miast wybijać często wbijali kulę
przeciwnika w nawierzchnię. Podobnie zresztą działo się z
trafioną świnką. W jednym meczu niemożliwe okazało się
zmierzenie odległości, ponieważ cel wystawał tylko ok. 3 mm nad
powierzchnię. W ruch poszły zatem grabie, łopaty, taczka i po
około godzinie boisko miało już nowy, lepszy wymiar.
W stosunku do środy zmienili się
nieco uczestnicy. Jednych zabrakło, inni się pojawili. Było też
mniej, bo dziesięciu uczestników. Wylosowaliśmy zatem pięć
drużyn, z których jedna zawsze musiała pauzować. Tym razem grałem
z przemiłą Marysią, nie zmienił się natomiast wynik końcowy. Miejsce
trzecie, przy czym poziom był bardzo wyrównany. Na cztery rozegrane
pojedynki aż trzy drużyny miały po trzy zwycięstwa. O kolejności
na podium zadecydowały zatem sumy małych punktów. Sądzę, że
gdybyśmy mieli z koleżanką wcześniejszą rozgrzewkę to nie
przegralibyśmy pierwszego meczu i zajęli miejsce pierwsze. Niemniej
„brąz” to też kolor, choć nie tak ładny jak „złoto”.
Cudzysłów, bo medali nie było. Było natomiast jak zawsze bardzo
fajnie i już czekam na kolejne takie spotkanie. W tym samym miejscu,
w niedzielę.
texte par Raphaël, photo par amie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz