Miałem swego czasu niewątpliwą przyjemność wzięcia udziału w turnieju organizowanym przez Club de la Pétanque à Châtillon. (Pétanque Chatillonnaise; Stade Municipal Guy Moquet; 35 avenue Clément Perrière; 92320 Châtillon; tel: +33.01.40.94.02.09).
Było to typowo towarzyskie spotkanie, na które zostałem zaproszony przez przyjaciela. Stałem się tym samym jedyną postacią spoza, jednak muszę przyznać, iż wcale tego nie odczułem (taka jest zresztą specyfika gry w la pétanque – otwarta). Impreza odbywała się na terenie klubu, na jego boiskach do gry. We Francji niemal każda mieścina ma swój klub i przynależące do niego pole do gry. Nad przebiegiem całej imprezy czuwał sam prezes klubu, który nie tylko grał ale prowadził również statystyki. Jedyna tego dnia kobieta to małżonka tego pana. Jest ona również zapaloną graczkę, co nie wątpliwie korzystnie wpływa na ich pożycie. Nie jest we Francji tajemnicą, że buloholicy w wielu przypadkach zaniedbują swe rodziny, zbyt mocno poświęcając się grze. Sam znam przypadek, gdy sytuacja taka doprowadziła do rozpadu małżeństwa.
Po zakończonych rozgrywkach udaliśmy się do biura, by spożyć przyrządzaną w międzyczasie grilladę (nie oznacza to jednak, że w trakcie było sucho czy głodno). Ten punkt programu był oczywiście obowiązkowy, ponieważ we Francji konsumpcja zajmuje bardzo wysoką pozycję w hierarchii ważności. Nie bez wpływu na apetyt był również pewien wysiłek na powietrzu. Sponsorem jedzenia i picia byliśmy ma się rozumieć my sami, dzięki dobrowolnym wpisowym. Przy pewnym wsparciu z budżetu klubowego wystarczyło także dla nagrody dla najlepszych. Ja, jak przystało na osobę, która pierwszy raz w życiu brała udział w takiej imprezie zająłem zaszczytne, ostatnie miejsce.
Tym właśnie sposobem spędziliśmy cały dzień w świetnej atmosferze, doskonale się bawiąc i zapominając kompletnie o szarości dnia codziennego.
no to gramy...
texte par Raphaël, photo: amie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz