niedziela, 8 kwietnia 2012

Hodowca motyli...

Żal niekiedy ludzi, których ciężko tak naprawdę określić. Są albo super naiwni albo bezdennie głupi. Chodzi w tym momencie o takich... jakby ich określić? Hodowców? Może to i dobre słowo. Hodowca taki ma pięknego motyla. Początkowo zachwyca się nim, nie może nań napatrzeć itd. Normalne. Z czasem jednak zachwyt nieco przemija, co raczej też jest normalne, bo każdy motyl kiedyś się opatrzy. Większy problem zaczyna się w momencie, gdy hodowca przestaje o swego pupila dbać. Wtedy on czuje się opuszczony, ma się źle, traci chęć bycia pięknym dla swego hodowcy. Bardzo często w takim przypadku postanawia zatem odlecieć. Jeśli hodowca jest istotą o jako takim poziomie inteligencji, sprawa wydaje się dość prosta. 
Motyl chce wolności, hodowca mu jej nie ogranicza zdając sobie sprawę z tego, iż sam w dużym stopniu się do tego przyczynił. Jeśli jednak sobie tej sprawy nie zdaje lub po prostu brakuje mu "kilku" punktów w ilorazie, to zaczyna się poważny problem. Motyl pragnie lecieć, hodowca się nie godzi. Efekt zawsze prowadzi do konfliktu a jego intensywność zależy od wielu czynników, których odkopanie graniczy niemal z cudem. Chodzi w tym miejscu o fakt. Fakt, iż trzymanie motyla na siłę uznać należy za skrajny debilizm. Nie prowadzi on do niczego prócz samoośmieszania się hodowcy. Historia i tak zawsze kończy się odlotem pięknego motyla, a wszelkie durne zachowania jego hodowcy prowadzą co najwyżej do opóźnienia tego wydarzenia. Te właśnie zachowania rodzą pytanie... czy wynikają z głupoty czy naiwności? Osobną kategorią jest jeszcze złośliwość, która wzbudza już maksymalny wstręt. Hodowco... skoro już zaniedbaliście się nawzajem (bo na pewno to obustronna wina), to nie blokuj motyla, gdyż i tak na zawsze go nie zatrzymasz!
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz