poniedziałek, 8 maja 2017

Ogród botaniczny w Powsinie...

Pomimo złego samopoczucia psychicznego, które trzyma mnie od dłuższego czasu, w ubiegłą sobotę wybrałem się do podwarszawskiego Powsina. Do odwiedzenia ogrodu botanicznego namówiła mnie moja Dziewczyna, za co jej podziękowałem, bo pewnie gnuśniał bym w chacie przez cały weekend.
 
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy tak samo, czyli uczestnictwem w burzy. Ta pierwsza, która złapała nas tuż za bramą ogrodu, była delikatna i krótkotrwała. Druga nadeszła gdy wracaliśmy, a miała ona siłę przemaczania aż do gaci. Na szczęście mieliśmy już wtedy do pokonania krótki dystans, w dół po schodach do autobusu. Główną falę uderzeniową wraz z gradobiciem przeżyliśmy zatem na sucho.
 
Zważywszy na zimno, jakie panuje ciągle za oknem, okres wegetatywny wielu roślin przedłuża się. To pewnie dlatego z początkiem maja, nie ma jeszcze w botaniku zbyt wielu okazów do podziwiania. Na szczęście między ulewami świeciło słońce, zatem spacer jako taki bardzo nam się udał. Aby pooglądać więcej kwiecia wrócimy tam jeszcze w tym roku. Może nawet nie raz...
 
 
 
 
 
Pogoda jaka by nie była, nie ma większego wpływu na ekspozycję stałą w szklarniach. Znaleźć tam można zarówno tropiki, jak i sporą liczbę kaktusów. Całkiem sympatyczne miejsce pod warunkiem, że nie ma zbyt wielu ludzi.
 
 
 
Dodatkową atrakcją w tych dniach miała być ekspozycja roślin owadożernych. Nie powaliła mnie ona jednak na kolana, bo obejmowała raptem kilkadziesiąt sztuk z czterech, czy pięciu gatunków. W dodatku tuż za wejściem, co chwilami utrudniało przemieszczanie się.
 
 
W sumie było miło, a miejsce uważam za godne polecenia.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz