piątek, 3 października 2014

Motywacja zawodowa...

Od dawna obserwuję fascynujące zjawisko w sferze zawodowej. Polega ono na tym, że gdy zbliża się termin ukończenia jakiegoś etapu, to pojawia się panika. Oczywiście nie u mnie, a u tych "na górze". Zaczynają wtedy latać jak kot z pęcherzem i pleść bzdury o jakimś przyspieszaniu tempa. Nie wiem jak działa to na innych, ale mnie najzwyczajniej drażni. Ponadto im więcej bzdur słyszę, tym większa występuje u mnie przekora...
Generalnie sprawa wygląda tak, że na ostatnią chwilę nie da się niczego wyraźnie przyspieszyć. Mało tego, każda dodatkowa próba "motywowania" mnie wywołuje efekt odwrotny. Nawet jeśli staram się nie działać na złość i celowo nie zwalniam, to i tak nerwowa atmosfera powoduje u mnie taką właśnie reakcję. Tak miałem, mam i mieć pewnie będę. Nie to jednak jest w sumie najciekawsze.

Uwielbiam moment, gdy ja nie robię niczego szybciej, a nawet wolniej, a osoby "z góry" widzą wyraźną poprawę. Kurde, mają niesamowitą zdolność samooszukiwania się, bo chyba nie można tego inaczej nazwać. Nakręcają się i nudzą lub nawet denerwują, ja zwalniam, a oni się cieszą z uzyskanych efektów. Absurd. Nie mam pewności z czego wynika to zjawisko, ale domyślam się, że zawracanie dupy innym powoduje, iż czują się lepiej. Ewentualnie potrzebują silniejszej automotywacji, która działa niezależnie ode mnie...
texte par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz