Na początek z Letniska udałem się na pobiedziski rynek, gdzie zatrzymałem się na chwilę, by zapalić fajka i pstryknąć jakieś zdjęcie. Następnie Gnieźnieńską zjechałem w dół, przeciąłem trasę Poznań - Gniezno, czyli krajową piątkę i pojechałem do Głównej, gdzie na sali wiejskiej odbywało się wesele. Stamtąd wśród pól niedaleko już do Węglewa, którego charakterystycznym punktem jest przydrożny cmentarz. Oprócz niego we wsi znajduje się też Kościół i szkoła zatem jest na co popatrzeć.
Kawałek dalej znajdują się Latalice, w których skręciłem już na zaplanowane Podarzewo. Tam przejechałem wszerz i wzdłuż wszystkimi trzema ulicami, spotkałem dwie osoby, kilka psów, kuca i ciągnik. Gdy już nasyciłem się tą klimatyczną swojskością spytałem tubylców o mego znajomego i po około kilometrze znalazłem się na jego włościach. Miałem szczęście, gdyż był akurat w domu. Wprawdzie przerwałem mu pracę przy Bizonie, jednak nie była ona zbyt pilna i mogliśmy usiąść w ogrodzie i pogadać.
Dalej przez pola dotarłem do Pomarzanowic, do miejsca zwanego przez mieszkańców rondem bądź pętlą, gdzie skręciłem na Pobiedziska. Tam nad jeziorem Biezdruchowo odbywał się Jarmark Piastowski, gdzie przystanąłem by wysłuchać koncertu zespołu Ogień, rozejrzeć się po imprezie i zjeść na trawie dwie kiełbasy.
Później przemknąłem obok centrum miasta i wyjechałem na ulicę Kaczyńską i dalej, przez pola powróciłem do domu. Na ostatnim odcinku, choć bardzo tego nie chciałem udało mnie się wystraszyć uprawiającą biegi, miłą panią o sympatycznej buzi.
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz