poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Weekend z petanque w Pobiedziskach...

Sobotnie popołudnie miało według zapowiedzi upłynąć pod hasłem petanque. Choć pogoda od rana nie była zbyt pewna i w niektórych budziła obawy, byłem pełen optymizmu i pewności, że wszystko musi się udać. Wszak kolega Jacek, który zainteresował się tą grą i przyjechał do mnie z Obornik Wlkp. nie mógł robić tych kilometrów na darmo. Poza tym, na terenie szkoły przy Kostrzyńskiej nie graliśmy już dwa tygodnie. To stanowczo zbyt długo, dlatego trzeba było to zmienić i to jak najwcześniej.


Udało się. Nijakie w swym wyrazie chmury ominęły Pobiedziska i mogliśmy spokojnie udać się w wyznaczone miejsce. Gdy wraz z Karoliną i Jackiem dojechaliśmy na miejsce okazało się, że Beata z drugim Jackiem i Piotr już tam są i urządzają rozgrzewkę. Nie zwlekając przyłączyliśmy się do nich. Na początek podzieliliśmy się na drużyny jednoosobowe i rozegraliśmy w sumie kilka pojedynków. Była to również okazja, bym mojemu gościowi zaprezentował w skrócie, o co w tym wszystkim właściwie chodzi. Bez problemu poczuł bluesa. A właściwie połknął haczyk, bo wędkarzem jest.

Dalsza część naszego spotkania polegała na tym, że rozlosowaliśmy się do dwóch drużyn, po trzech graczy. W jednej znaleźli się trzej panowie, a w drugiej dziewczyny i ja. W takim składzie rozegraliśmy dwa pasjonujące mecze. W między czasie w okolicy pojawiło się kilka osób, które zainteresowały się naszą rozgrywką. W sobotę jednak się nie przyłączyli. Za wyjątkiem Cezarego, gdyż on w trzecim meczu tripletów zastąpił Karolinę, która zdecydowała skupić się na roli fotografa.

W sumie, nim się obejrzeliśmy minęło nam ponad trzy godziny. Taki urok petanki. Około dziewiętnastej rozstaliśmy się z promiennymi twarzami i... śmiem w tym momencie twierdzić, że wszyscy byli zadowoleni. Na zakończenie soboty dotarła do mnie następująca informacja, od mego gościa, Jacka: "Petanque - fantastyczna zabawa, dawno się tak świetnie nie bawiłem, zaraziłem się. Poznałem fajnych ludzi, następny raz jadę z żoną, już się zapisała. Kupujemy kule i 'rozsiewamy zarazę' po Obornikach". Mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko, iż ją przytoczyłem ale musiałem, gdyż w doskonały sposób obrazuje, jaka to wciągająca zabawa.

... ... ...... ... ...... ... ...
... ... ...... ... ...... ... ...
... ... ...... ... ...... ... ...... ... ...... ... ...
Z przyczyn różnych w sobotnim graniu nie wzięły udziału trzy, zapowiedziane wcześniej, osoby. Jedną z nich był kolega Rafał, który w niedzielę, by choć trochę nadrobić straty, wyciągnął Karolinę i mnie na plac przed pobliską szkołą. Oczywiście zbyt trudne to wyciąganie nie było, gdyż poszliśmy z miłą chęcią. Stoczyliśmy kilka pojedynków, a gdy pojawił się nasz młody kolega Stachu, to i w dwuosobowych drużynach zagraliśmy. Bezsprzecznie było to kolejne, sympatyczne popołudnie.
... ... ... ... ... ... ... ... ...
texte par Raphaël, 
photo: Nitkowy Świat et Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz