poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Night Biking - sierpień 2013...

W nocy z dnia 10 na 11 sierpnia 2013 grupa miłośników jazdy na rowerze wyruszyła na podbój Katowic i okolic. Pod hasłem Night Biking odbyła się druga edycja tego ciut zwariowanego rajdu. Poprzednim razem, z tego co słyszałem, w imprezie wzięło udział około pięćdziesięciu osób. Biorąc ten fakt pod uwagę, w sierpniu frekwencja nieco zaskoczyła. Było nas 203! Ja choć wydawało mnie się, że przybywam dość późno miałem numer 139 na liście.


Spora liczba chętnych spowodowała lekkie opóźnienie. Nim wszyscy się zapisali z dwudziestej pierwszej zrobiła się 21.29. Przy temperaturze wynoszącej 14,1 stopni Celsjusza i zerowym oświetleniu słonecznym, wyruszyliśmy w drogę. 

Z mapy zamieszczonej powyżej (większa znajduje się tutaj >>) wynika, że od wyjazdu z domu do powrotu zrobiłem ok. 90 kilometrów. Aż nie chce mnie się w to wierzyć, choć inni mają podobnie. Osoby, które tej nocy jechały mogą to jednak potwierdzić. Wprawdzie nie dotarłem do końca, bo braki kondycyjne mam zbyt duże, to jednak i tak jestem zadowolony.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Początkowo trasa wiodła przez las, a ja czułem się jak w jakimś szoku. Szum opon, ruch dookoła i wszechobecne lampki rowerowe sprawiały niesamowite wrażenie. Było czadowo. W większości korzystaliśmy z dróg utwardzonych, jednak zdarzały się odcinki ciut ekstremalne. Przynamniej dla mnie, bo kółka radzieckiego składaka nie zostały zaprojektowane do jazd terenowych. 

Nie było jednak tragicznie, bo dało się odsapnąć podczas zjazdów i postojów. Nie wszystkie one były zaplanowane, ponieważ zdarzały się przypadki losowe. Przykładowo złapanie gumy, których naliczyłem trzy. Mnie to na szczęście nie spotkało, bo musiałbym do dom wracać pieszo. Dętki zapasowej nie miałem i wątpię, by ktoś z towarzyszy posiadał taki rozmiar.

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

W między czasie odwiedziliśmy sobie całodobowe Tesco, by uzupełnić zapasy. Trochę zdziwiło to ochronę, która rzadko widuje rowerzystów wewnątrz, ale przynajmniej będą mieli o czym wnukom opowiadać. Zresztą powinni się cieszyć, że nie wjechaliśmy tam wszyscy…

ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Dalej był powrót i objazdówka po centrum, kolejna przerwa na placu dla skateów i jazda na Trzy Stawy. To właśnie tam zmalał mnie poziom energii, skręciłem w kierunku ul. 73 pułku i po ok. 10 kilometrach byłem w domu. Zegarek wskazywał wtedy godzinę 04.31.

ZdjęcieZdjęcie
ZdjęcieZdjęcieZdjęcie

Imprezę uważam za bardzo udaną i kolejne nowe doświadczenie życiowe. Czy odważę się powtórzyć ten wyczyn, tego jeszcze nie wiem. Czas pokaże…



Więcej zdjęć autorstwa Sebastiana zobaczyć można tutaj >> 
a od Marcina tutaj>> 

texte, photo et vidéo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz