Na koncert Karbido zaprosiła mnie Monique. W zasadzie na
dwa, czyli wtorkowy (2 lipca), na którym być nie mogłem oraz środowy (dzień
później). W jej odczuciu, ów pierwszy był ciekawszy. Choć osobiście na nim nie
byłem, jestem skłonny się zgodzić w ciemno. Koncert/przedstawienie, które
obejrzałem trzeciego lipca zbytnio mnie nie urzekł…
Tajemnica sukcesu grupy Karbido tkwi w tym, że grają oni na…
stole. Poważnie. W sporej, choć płaskiej skrzyni wnieśli oni stół, który na
naszych oczach skręcili. Do tego dodali po krześle (w sumie cztery, gdyż tylu
jest odtwórców) i walizce z różnymi gadżetami.
Przedstawienie podzielone było na kilka części, które
wywołały we mnie różnorakie emocje. Jedne mnie się podobały, innych nie
rozumiałem a jeszcze inne wręcz bolały. Naprawdę bolały, i to fizycznie,
ponieważ część dźwięków, jakie panowie wydawali za pośrednictwem ukrytej w
stole instalacji, była dla mnie niemal nie do zniesienia.
Reasumując, wrocławskie Karbido koncertuje niemal w całej
Europie jak również za oceanem. Mnie
osobiście nie urzekli jednak na tyle, bym miał po raz kolejny wybrać się na ich
spektakl. Byłem raz, nie żałuję, ale na tym koniec…
Kilka dodatkowych zdjęć obejrzeć można tutaj >>
texte par Raphaël, photo: Monique
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz