Postępowałem dokładnie według wskazówek człowieka, którego uznać musiałem za fachowca. Nabierałem zatem niewielką ilość piasku z dna, wraz z wodą i nadzieją na złoto. Następnie płynnymi ruchami, delikatnie wypłukiwałem piasek. Ziarenko po ziarenku tak, by na dnie pozostał jedynie błyszczący kruszec. Miałem oczywiście wiele zapału i buzia mnie się śmiała na myśl o fortunie.
Gdy na dnie złota nie było (a w większości przypadków go nie było) powtarzałem całą operację po raz kolejny, kolejny i kolejny... Tak do skutku. Głównym skutkiem był oczywiście ból w krzyżu, ale nie przeszkadzało mi to. Skoro gorączka to gorączka, człek nie zwraca wtedy uwagi na nic innego. Wpada w trans, dąży do celu, źrenice zmieniają mu się w $, a wyobraźnia rozwija swe żagle, pod którymi mieści się coraz to więcej dóbr.
Dóbr, jakie zakupię, gdy tylko skończę. O ile oczywiście skończę, ponieważ znajdowane raz na jakiś czas błyszczące okruszki śmieją się do mnie i zdają się wołać: więcej! jeszcze więcej! Płuczę zatem i płuczę i nie wiem jeszcze, że jutro się z wyra podnieść nie dam rady. To jednak nieistotne, bo wiem, że będę bogaty. Nawet jak nie wstanę, to kupię co zechcę na wynos, czy też przynos.
Płukałem tak to złoto nie wiem już jak długo, bo przeca, szczęśliwi czasu nie mierzą. Mierzyć w końcu przyszło wagę mego majątku. Wagi w plenerze nie miałem, a nawet jakbym miał, pewnie by nie drgnęła. Ziarek kilka zyskałem! Takich jak te piasku... Bogatszy się nie stałem i w sumie nie dziwota, bo tak małym kosztem to wzbogacić się nie da. Z plecami na szczęście aż tak źle nie było, a w nagrodę mnie na nich opalenizny przybyło.
texte et ouvrage par Raphaël, photo: amie
Przypadkiem się nie zniechęcaj,początki zawsze bywają trudne...
OdpowiedzUsuńSpróbuj nieco udoskonalić technikę,byś się nie musiał z bólami pleców zmagać...
Powodzenia!
B.
Zawsze coś co prawda nie sztabka złota, ale opalenizna...też złota:)
OdpowiedzUsuń