Siedział sobie wtedy spokojnie na kanapie i oglądał film. Ten z dziedziny sensacyjnych, w których to zazwyczaj sporo hałasu. W pewnym momencie przez ów hałas przebił się obcy dźwięk. Tak... to było stukanie do drzwi. Otworzył i ujrzał ją. Stała oparta jedną ręką o ścianę z miną wieszczącą awanturę. Nie pomylił się...
- dlaczego mnie unikasz? - spytała
- ja Ciebie? Skąd ten pomysł? Nie dalej jak wczoraj wieczorem dzwoniłem.
- owszem a pamiętasz co powiedziałeś na koniec?
- oczywiście. Rozwiałem Twoje nadzieje na "nas" ale to chyba nie powinno Ciebie dziwić. To ty uroiłaś sobie związek i jakoś tak dziwnie kurczowo się tego trzymałaś.
- a Ty co?
- ja od początku traktowałem to jako znajomość. Nic wiążącego nas na stałe.
- po cóż zatem robiłeś to wszystko?
- co masz na myśli?
- oczarowałeś mnie, uwiodłeś, dawałeś mi nadzieję...
- jesteś w błędzie! Nic takiego z mej strony nie miało miejsca a już na pewno nie świadomie.
- bawiłeś się mymi uczuciami!
- nie! Jedyne co można mnie zarzucić to fakt, iż śmieszyły mnie niektóre Twoje zachowania. Śmieszyły, lecz tylko na początku. Później zdałem sobie sprawę z tego, ży Ty chyba poważnie tak myślisz. Zaczęło mnie to lekko przerażać, postanowiłem uzmysłowić Tobie, że zmierzasz w złym kiertunku.
- ale dlaczego?
- dlatego, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Napewno nie ja dla Ciebie. Zbyt mocno się różnimy, innaczej widzimy świat. Poza tym ja nie szukam nikogo a już napewno osoby takiej jak Ty. Wybacz...
- jak ja? Co to znaczy?
- widzisz. Jestem sobą, wolnym ptakiem, indywidualistą, kotem. Nie wyobrażam sobie wpólnego dachu dzielonego z osobą, która mnie ubezwłasnowolnia na każdym kroku. Jestem wolny!
- ja Cię nie ograniczam przecież!
- nie? A jak nazwiesz bezsensowną dyskusję o blond włosach na mej wersalce na przykład? Czy bycie razem ma oznaczać zerwanie innych znajomości? Czy dla Ciebie musiałbym poświęcić długotrwałą przyjaźń, by uniknąć scen zazdrości?
- w życiu podejmuje się wybory.
- więc podjąłem. Pozostaję przy starej, sprawdzonej znajomości i nie muszę się z niej nikomu tłumaczyć. Każdej nowo poznanej osobie nie umiejącej się z tym pogodzić mówię "żegnaj". To proste.
- tak ot?
- tak ot. Poza tym ja, jak każdy chyba mogę się poświęcić ale tylko do pewnego stopnia. Mogę np. nie palić w Twym towarzystwie, mogę nawet w tym celu wychodzić z własnego mieszkania jeśli Tobie dym przeszkadza ale... nie zamierzam rzucić nałogu! Paliłem, palę i palić bedę a jeśli kiedykolwiek to się zmieni, to tylko wtedy, gdy sam tego zapragnę! Może to trochę banalny przykład ale jest ich więcej i na ich podstawie buduje się we mnie niechęć wobec takiego związku. Wizja wiecznych problemów, niesnazek itd. Nie bawi mnie to.
- więc co po to wszystko robiłeś? Po co zapraszałeś mnie do siebie na weekendy?
- po pierwsze w liczbie pojedynczej, bo weekend był jeden a po drugie i najważniejsze, zaprosiłem Cie, owszem, ale nocleg to już sama uknułaś. To nie ja wyciągnąłem Ciebie do sklepu po majtki bo "nie będę miała w czym spać". To był Twój misterny plan.
- ale Tobie się on spodobał! Spodobało się Tobie wybieranie bielizny, wspólna kolacja i to, że w efekcie poddałam się Tobie, mogłeś wykorzystać mnie seksualnie!
- już wyjaśniam po kolei. Nie podobały mnie się prawie dwie doby bez tytoniu. Bieliznę kupiłem taką jaka się Tobie podobała, bo to Ty miałaś ją nosić a ja. Nie traktowałem tego w sensie, że dla mnie. Kolacja była, bo to taki wieczorny zwyczaj, skoro byłaś mym gościem to chyba nie sądzisz bym miał ją zjeść sam? A co do seksu to raczej Ty wykorzystałaś mą poranną erekcję dla swoich potrzeb a nie na odwrót...
Wtedy odwróciła się i odeszła. Nigdy więcej już się nie zobaczyli. Pewnie dobrze, że tak się stało skoro wizja ich znajomości tak wielce się różniła. Jedyne co w nim pozostało to lekki żal o to, iż kolejna kobieta miała do niego pretensje. Pretensje, których nie do końca rozumiał. Może kiedyś...
texte par Raphaël, photo de l'internet
ciąg dalszy proszę
OdpowiedzUsuńbohater tego tekstu to... dupek, jak dla mnie :)) (inna sprawa, że bohaterka może też nie najciekawsza) być może wrażliwy, w jakiś sposób zraniony, nie pozbawiony inteligencji, ale jednak... dupek (dopóki się z własnej woli i własnym wysiłkiem nie zmieni) - zasługujący sobie by trafić na przykład na twardą, sprytną facetkę, która dowali mu na tyle skutecznie (nie dbając o jego poranne wzwody...), żeby się trochę otrząsnął i zreflektował: może na początek spróbował popracować nad swoim kultem osobistej wolności - bo to bożek jedynie a jego wyznawcy, to zazwyczaj osoby "uczulone na bliskość" i alergicznie na nią reagujące... tak się składa, że często przydarzają się im relacje z ludźmi jakby z przeciwnego bieguna, czyli takimi jak gdyby "niewolnikami bliskości", dla których symbioza jest jedyną możliwą formą współżycia...
OdpowiedzUsuń...a tak trochę psychologii, dla odmiany i na dobranoc, bo już noc późna... ;-P
A jeśli ów bohater to osoba realna?
UsuńPewnie nie ucieszyłby się z takiego
określenia na podstawie jednego tylko epizodu...
A przy okazji, osobiście psychologię uważam za naukę o niczym.
Masz rację, pewnie by się nie ucieszył. Dlatego też pomyślałem sobie, że może posunąłem się za daleko... Dzisiaj zajrzałem i zobaczyłem, że mój komentarz przeszedł i widnieje. Być może wyciągnę z tego również lekcję dla siebie... ;-)
OdpowiedzUsuńPsychologia, moim zdaniem, a właściwie niektóre jej działy czy nurty bywają wartościowe poznawczo i inspirujące. Natomiast psychoterapia (czyli próby leczenia zaburzonego życia emocjonalnego człowieka), to niestety dziedzina w powijakach i rodzaj szukania czarnego kota w ciemnym pokoju. A jednak takie książki jak na przykład "Gdy runą mury milczenia", "Bunt ciała", "Twoje ocalone życie" - Alice Miller lub "Nasze wewnętrzne konflikty" "Autoanaliza" - Karen Horney (i inne jej książki), to dla mnie super ciekawa lektura i wnosząca wartościowe propozycje dla ludzi, którzy potrzebują zająć się w jakiś sposób sobą nie tylko od strony ciała...
Fil
Oczywiście nie neguję niczyjego zainteresowania psychologią, bo każdy robi co lubi i zwraca się w kierunku, który mu odpowiada. Ja na przykład lubię wszelkiego rodzaju dzikie chwasty, co oczywiście bywa różnie odbierane. Jedni czytają "Autoanalizę", inni "Kompendium wiedzy o zielarstwie" i to jest piękne. Szczególnie dla autorów tych książek, bo mają dzięki temu swoich "fanów".
Usuńja o ziołach i roślinach też czytam, choć bez szczególnej pasji...
OdpowiedzUsuńmoja nieżyjąca już mama tak jakoś "sama z siebie" znała bardzo wiele roślin, wiedziała jak się nazywają, jak o nie zadbać, itp...
mnie osobiście kontakt z naturą, przyrodą bardzo wiele daje wewnętrznie... i kiedy tak człowiekowi dobrze w tym świecie, to stopniowo zaczyna się uważniej rozglądać i zastanawiać: "a jak to się nazywa, to z różowymi kwiatkami"... itd. :)
chociaż, z drugiej strony, mrozi mnie czasem myśl o tym, ile okrucieństwa (z ludzkiego punktu widzenia) jest w naturze - ile wzajemnego pożerania się chociażby i ile zagrożeń ze strony przyrody (powodzie, wulkany, itp.) zetknąłem się kiedyś z takim poglądem, że to człowiek podobno tym co w nim najbardziej ludzkie, duchowe (cokolwiek miałoby to oznaczać) ma szansę jak gdyby poprowadzić naturę za sobą od stanu wzajemnego pożerania się do stanu Rajskiego Ogrodu... kto wie... kto wie... a może to prawda??? :-)
Fil