poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Kadowe Szacha...

Na dzisiejszym spacerze spotkałem Kada. Ku memu zdumieniu ten pozytywnie nastawiony do życia mężczyzna wyglądał na kompletnie załamanego. Początkowo utrzymywał, że wszystko jest w najlepszym porządku jednak po kilku chwilach postanowił się otworzyć. Okazało się, że powodem jego nie typowego nastroju były minione święta Szacha. Stanowiły one dla niego bardzo duże obciążenie psychiczne. Już po raz drugi z rzędu przyszło mu spędzać je w Kadilli ze swymi współbratymcami. 



Tak, nie widzieliśmy się kilka lat, dlatego nie wiedziałem, iż życie napisało mu nowy scenariusz. Scenariusz, według którego musiał wrócić w rodzinne strony. Wydawać by się mogło, że spędzanie Szacha w Kadilli powinno go cieszyć, tak jednak nie było. Wspomnienia z dawnych czasów tkwiły w nim na tyle głęboko, że nie był w stanie zapomnieć o złych doświadczeniach. Szacha sprzed wieków nie kojarzyła mu się ze szczęściem, radością. Owszem, było wiele momentów radosnych jednak całokształt przywodził inne odczucia. Dla Kada był to przede wszystkim swego rodzaju rygor, sztywne ramy jakich trzeba się było trzymać, twarde zasady i to co znienawidził już wtedy. Słowa, które zostaną w nim na zawsze: "Szacha to święta rodzinne". Zasadniczo wszystko się zgadza i ma sens. Dla młodego Kada był to jednak głównie czas ograniczeń i robienia dobrej miny do złej gry. Podczas, gdy równieśnicy hulali w swym gronie, cieszyli się przerwą w edukacji, odpoczywali on musiał większość czasu spędzać z rodziną. Chęć wyjścia spod wspólnego dachu spotykała się z wyraźną dezaprobatą. "Szacha to święta rodzinne" -kropka. Winno się je spędzać pod dachem Kadilli. Cóż z tego, że młody Kad miał inne potrzeby, chciał bawić się z rówieśnikami, śmiać się i tańczyć. Nie było to istotne! Nikt go wszak nie więził, mógł wyjść. Wyjść na pewnien czas, który stanowił zaledwie ułamek tego, na co przyzwalano jego rówieśnikom. Cóż inni tańczyli a Kad był urodzinniany niezależnie, czy mu się to podobało, czy nie. 

W pewnym wieku uwolnił się od tych debilnych zasad i odetchnął. Zrozumiał wtedy, że Szacha mogą być naprawdę radosne. Można je spędzać z kimś, z kim ustala się jak mają święta wyglądać. Można mieć swój wkład, swoje zdanie, plany, propozycje, chęci. Za porozumieniem można wiele rzeczy zrealizować oraz cieszyć się możliwością pomocy przy realizacji pragnień innych. Zero przymusu, sztywniactwa, ignorancji wobec czyiś pragnień. Zero... "tradycji" (?).

Scenariusz... często nie mamy nań wpływu, bądź mamy zbyt mały. Właśnie to bolało Kada w tym momencie. Pobyt w Kadilli sam w sobie był dla niego cięższy niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Do tego pobyt w okresie Szacha. Była to istna tragedia, o której jak mu się zdawało zdążył zapomnieć i nie musiał doń wracać... Niestety drugi raz musiał wszystko to sobie przypomnieć. Tą dziwną atmosferę, zastanawianie się co wypada, powtarzanie nudnych, narzucanych od lat stereotypów (zwanych szumnie i dumnie tradycją) oraz to "coś" wiszące w powietrzu. To "coś" które wynikało głównie z jego porażki, jaką poniósł czas jakiś temu. Ciągnęło się to za Kadem i ciągnęło. 



Na koniec Kad wyraził szczerą nadzieję, że do następnego Szacha uda mu się z tej lepkiej sieci uwolnić. Wyraził nadzieję, że wystarczy mu sił. Wyraził również ogromną wdzięczność wobec jednej osoby. Osoby, która jako jedyna naprawdę go rozumiała, nie nazywała złych doświadczeń głupotą i nie życzyła by zmądrzał. Mieszkańcy Kadilli postępowali wręcz przeciwnie. Zapewne powodowało nimi pragnienie tego, by wrócił do żywych jednak wyrażali to w sposób skutecznie zwiększający przepaść między nimi.
                                                                                                                                                Życie...
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz