czwartek, 10 maja 2012

Rottweiler...


    Pewnego pięknego dnia stałem się posiadaczem uroczego zwierzęcia marki pies, model - Rottweiler. Posiadałem wtedy niewielką działkę na terenie POD, która obok wielu zalet miała jedna wadę. Otóż położona była na samym skraju, przez co często gościły nań osoby nieproszone. Chcąc tego uniknąć postanowiłem ulokować tam ochronę. Dowiedziałem się wtedy, iż kolega chce oddać psa, ponieważ ma z nim problemy wychowawcze (nie zamierzam w nie wnikać, powiem tylko, że wina leżała po stronie właściciela). Tym właśnie sposobem stałem się nowym tatusiem dla słodkiego, 45-cio kilowego, 9-cio miesięcznego szczeniaka. Oczywiście nie mogłem tego biednego, bezbronnego stworzenia wywieźć tak ot na działkę więc stał się naszym pełnoprawnym współlokatorem.  Od tamtej pory staliśmy się przyjaciółmi. Zabierałem go wszędzie, gdzie tylko się dało, zapewniałem spacer, miskę i trochę pieszczot a on odwdzięczał się przywiązaniem, wiernością i jak nie trudno się domyślić zapewniał spore poczucie bezpieczeństwa. Los nie pozwolił mu jednak dożyć wieku sędziwego, gdyż zachorował na nowotwór i musiałem go niestety uśpić. Wspólnie spędzonego czasu obaj na pewno nie zapomnimy, więc gdy w końcu doń dołączę (do krainy wiecznego snu) to będziemy mieli co wspominać.




photo: Raphaël archive

3 komentarze:

  1. Maksiu kochany ;* łezka sie kula na wspomnienie ;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna, ale i baaardzo smutna historia.

    -j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, nie często jest różowo lub szczęśliwie się kończy...

      Usuń